środa, 24 listopada 2010

przypadek beznadziejny

Jakiś czas temu miałam do czynienia ze studentami zagramanicznymi. To znaczy uczelnia sobie poprawia finanse i renomę prowadząc zajęcia dla obcokrajowców. Nie mogę narzekać, bo robię to samo co z polskimi, ale za duuużo lepsze pieniądze. Jak się okazuje, po raz kolejny w moim życiu, inwestycja w naukę języka lengłidż była opłacalna. Ale do rzeczy.
To były zajęcia z zaawansowanych technik resuscytacji- rytmy. Generalnie chodzi o to, żeby nauczyli się nie panikować i strzelić z defibrylatora kiedy trzeba. Nic ponadto. Zaczyna się od tłumaczenia i pokazywania rytmów do defibrylacji (są dwa), następnie manekin przekonywująco prezentuje jednen z nich i oni (studenci) mają strzelić. Proste? Za chwilę jednak przychodzi trudniejsze, mianowicie manekin prezentuje rytm nie do defibrylacji i studenci muszą w swoich głowach wykonać skomplikowany proces wykluczenia (nie jest to jeden z dwóch jakie widziałem, więc nie strzelam). Oczywiście sytuacje są naprawdę mocno uproszczone i nie utrudniamy im życia. Za każdym razem w grupie jest osoba, którą to przerasta.  Dziś taka jedna uparła się jak osioł:
-oooo pacjent jest w szoku (???). muszę go zdefibrylować!
-czy jest pani pewna? -pełne troski pytanie prowadzącej zajęcia
-tak, jestem pewna
-a jaki to rytm?
-nie wiem, ale musze go zdefibrylować
-nie rozpoznaje pani co się dzieje, ale chce pani defibrylować?
-tak, jestem pewna, musze go zdefibrylować...
Zawiesiła się i koniec... Nie było zmiłuj. Zdefibrylowała asystolię (prosta kreska na monitorze, defibryluje się ją tylko na filmach), po czym zrobiła mi awanturę, że nie zaliczyłam jej zajęć. Tłumaczyła, że  to nauczyciele wprowadzili ją w błąd i nie dość dokładnie wyjaśnili zagadnienie. I może przychyliłabym się ku temu tokowi myślenia, gdyby nie fakt, że była jedyna z całej grupy. No i, że mieli przeczytać materiał wcześniej...
I tak sobie myślę, że ci zagramaniczni studenci to może mają lepiej, niż my mieliśmy. Po pierwsze, część nauczycieli nie czuje się dobrze w języku lengłidż i nie wymaga tyle, ile od polskich studentów. Po drugie zagramaniczni są nauczeni walczyć o swoje nawet, jak nie mają racji i czasem uda im się zakrzyczeć nauczyciela. Z drugiej strony studenci narzekają, że nie zawsze mogą dogadać się z nauczycielami, że mają kłopot z materiałami i paniami w sekretariatach....
A czego na ten temat nauczyłam się w stanach? Dorośli uczą się lepiej poprzez pozytywną stymulację. Czyli zawsze powinno się ich za coś pochwalić. Niestety bardzo często jestem w kropce i jedyne co mogę pochwalić, to fakt, że pomimo nieprzygotowania, odważyli się przyjść na zajęcia....
Moje ulubione zagramaniczne wspomnienie: dwie studentki skośnookie.Śliczne, uśmiechnięte Malezyjki. Rok pierwszy, zajęcia z pierwszej pomocy, rozmowa w języku lengłidż:
-czyli najpierw należy sprawdzić bezpieczeństwo, jasne?
-jes, jes
-potem  sprawdzamy, czy poszkodowany jest przytomy
-jes, jes
-jeśli nie reaguje, wołamy pomoc
-jes, jes
-a teraz panie wykonają to, o czym mówiłam
-jes, jes
- czemu nic nie robicie?
-jes, jes
-czy wy mnie w ogóle rozumiecie?
-jes, jes
-a jakie inne słowa po angielsku znacie?
-jes, jes...

2 komentarze:

akemi pisze...

Malezyjki wykazały się opcją dalekowschodnią: przytakiwać, o nic nie pytać, j e d n y m słowem być uprzejmie uprzejmym. ;))

Młoda Lekarka pisze...

i były w tym cudne...Swoją drogą ciekawe jak daleko zaszły z tą uprzejmościa :)