niedziela, 30 stycznia 2011

Intymna sprawa higieny

W życiu Młodej Lekarki wiejskiej też zdarzają się wezwania do "członka", jak  u Cre(w)mastera.
"Nie ma moczu w worku i strasznie go boli" to rozpoznanie dośc popularne. Jeśli rodzina ma możliwość, to takiego delikwenta podwozi do ośrodka, ale tym razem takiej opcji  nie było. Spakowałam torbę i pojechałam.
Na miejscu dom, typowy podwyższony kloc polski, pięter trzy. Zadbane i bogate otoczenie. W środku dość schludnie. Pacjent to pan z nieoperacyjnym nowotworem prostaty, skazany na cewnik, niedawno wypisany ze szpitala. Widać, że cierpiący. Pełen pęcherz, a w cewniku pustka.  Nie miałam sprzętu do płukania, tylko do wymiany, więc za to się zabrałam. W pewnej chwili, kiedy wszystko miałam gotowe, poprosiłam pacjenta o zsunięcie bielizny. Oj, to był błąd...Na bezdechu wykonałam wszystkie niezbędne czynności, do worka spłynęło jakieś 500 ml moczu.
Otworzyłam okno, złapałam łyk powietrza i zaczęłam rozmowę z pacjentem i jego żoną. O tym, że jak jest cewnik, to potrzebna jest większa higiena, bo będą zakażenia i będzie się zapychał i takie sytuacje będą się powtarzać... itd itp Słuchali grzecznie, kiwali głowami. W końcu żona się odezwała:
-Ja tylko nie rozumiem Pani Doktor. Bo jakby sie nie mył, czy co, to moze bym rozumiała. Ale on sie przecież raz w tygodniu ZAWSZE myje....

środa, 26 stycznia 2011

Jeszcze nie matka, a już wyrodna!

Dziś słuchałam wywiadu z pania prezes fundacji "ABC XXI cała polska czyta dzieciom". Fundacja ta postawiła sobie za cel poinformować rodziców, jaką okropną instytucją są żłobki. Jakie niepowetowane straty ponoszą dzieci oddawane do żłobka. I jakimi złymi rodziacmi, są Ci, którzy te maleństwa na pastwę losu tam oddają.
Jaka konkluzja? Jakby mi zależało na przyszłości mojego nienarodzonego, to pod żadnym pozorem nie wróciłabym do pracy przed ukończeniem przez niego 3 roku życia. Dlaczego ja, a nie np Pan Mąż? Otóż okazuje się, że tylko ja mam odpowiednią więź psychiczną i chemiczną. Tylko ja mogę odpowiednio stymulować neurony malucha by wybawić go od chorób psychicznych i ograniczenia umysłowego. Co zatem z mamami, które świadome tego całego zagrożenia nadal chcą oddać dziecko do żlobka, wymawiając się głupim argumentem finansowym? Że niby ich nie stać na życie z jednej pensji i ona musi wrócić do pracy? Że niby żłobek jest tani? Otóż pani prezes ma rozwiązanie. Niania jest gorsza od mamy, ale lepsza od żłobka. Można więc, w kilka rodzin, zatrudnić nianię do np trójki dzieci. Jest w tym mały haczyk. Żłobek kosztuje ok. 200 zł od malucha za miesiąc. Jeśli pani prezes znajdzie nianię do trójki dzieci za 600 zł to chylę czoła.
A co z taką wstrętną, samolubną osobą, która myśli, że na urodzeniu dziecka jej świat się nie kończy? Która chce robić specjalizację, doktorat i, nie daj boże, realizować się w innych dziedzinach, niż tylko macierzyństwo? Wyrodna matka!
Ja po porodzie będę musiała wrócić do pracy, kosztem neuronów mojego dziecka. Chyba, że zainwestuję w jego rozwój emocjonalny i umysłowy i zostanę z nim w domu. Tylko wtedy będziemy mieszkać pod mostem, bo z jednej pensji nie da rady inaczej.
Nie chodzi mi o to, żeby gloryfikować żłobki, ale żyjemy w takich czasach, w takim kraju, że są one bardzo potrzebne. I wierzę, że kiedy będzie ich bardzo dużo, to zacznie się konkurencja, która wymusi wysoką jakość.
A tymczasem, jeszcze nie mam dziecka, a czuję się źle, że planuję dla niego ten straszny żłobek....

wtorek, 18 stycznia 2011

Filmowa rzeczywistość

Czy ktoś poza mną zauważył, że w filamach i serialach ciąża ma tylko dwa momenty?
"Jestem w ciąży" i "To syn/ córka"
Te kilka miesięcy mija w milisekundę. Jak już pokażą kobietę w ciązy, to najczęściej tak, by wydawało się, że ta ciąża to sama przyjemność.

Ale w filmach różne dziwne sprawy pokazują.  Z działki zawodowej:
-zawsze defibrylują asystolię (prostą kreskę na monitorze)
-zawsze smarują żelem łyżki, a nie klatkę przed defibrylacją
-często pacjenci zaintubowani rozmawiają z rodziną
-masaż klatki piersiowej często wykonywany jest przez filigranową panią dr, które idzie/biegnie obok noszy
-świadkowie zatrzymania krążnia bardzo często zaczynają (czasem i kończą) na oddychaniu usta usta
- na filmach znakomita większośc reanimacji jest skuteczna
-pacjentów do zabiegu usypiają chirurdzy
-pacjenci budzą się po bardzo ciężkich zabiegach od razu by porozmawiać z bliskimi
-choroby normalnie rozwijające się w kilka lat doznają nagłego przyśpieszenia (to specyfika House'a)
- jednen lekarz jest najczęściej alfą i omegą i sma wykonuje większośc potrzebnych pacjentowi zabiegów

Ktoś ma dodatkowe spostrzeżenia ze swoich działek?

piątek, 14 stycznia 2011

Śmiertelny rower

Kolejna inspiracja Abnegatowa
Jako wiejska doktorka odebrałam telefon, że "Zenek umarł i pogotowie nie chce przyjechać". Po dokładniejszym wywiadzie okazało się, że niejakiego Zenka znaleziono dziś w jego domu. Od rana nie otwierał drzwi, więc w godzinach popołudniowych sąsiedzi zdecydowali się wejśc oknem. Właściciel domu "leży w toalecie, jest zimny i się nie rusza wcale". Ta sytuacja trwła około godziny, bo zanim zdecydowano się dzwonić na pogotowie to najpierw nastąpiły obrady i dzwonienie do najbliższych krewnych Zenka. Kiedy krewni przyjechali, podjęto dalsze czynności skutkujące na końcu telefonem do mnie.
Po otrzymaniu tych informacji, spakowałam papiery, znalazłam kartotekę pana Zenona i ruszyłam w drogę. Na miejscu adres znalazłam łatwo, bo przed bramą czekało na mnie kilka osób. Pod domem kilkanaście następnych.
-Pani doktor tędy, tędy proszę- prowadzą mnie do wnętrza. Tam po kawalersku- kilka starych mebli, stół i telewizor. Rozglądam się.
-Tu, tu, w łazience!
Wchodzę do wąskiej łazienki, za mną stłoczone kilka osób. Co zobaczyłam? Ciało mężczyzny,  który najwidoczniej zmarł  w pozycji siedzącej na toalecie, które tak też zesztywniało, ale potem zsunęło się z sedesu. Mówiąc rzeczowo patrzyłam na wypięty goły tyłek nieboszczyka...
Te kilkanaści osób za moimi plecami w pełnym napięcia oczekiwaniu...Ja niczym bohater z CSI. Sprawdziłam tętno, obecnośc rigor mortis i plam opadowych.
-Bardzo proszę przenieść ciało do pokoju- powiedziałam do kilku obecnych tam mężczyzn.
-A to mu nie zaszkodzi? Bośmy bali się ruszać.
-Nie, już nie...
Po przeniesieniu ciała na łóżko w pokoju obok, wszyscy zaczęli się ciekawie przyglądać, a ja usłyszałam
-On tak ma nogi podkurczone, bo pewnie se kręgosłup złamał
-Taką ma twarz siną, bo pewnie wylew miał
Ech mądrości ludowa, nie mnie się z nią nie zgadzać.
Przeszliśmy do meritum.
-na co umarł Pani Doktor?-pyta siostra zmarłego
-a na co chorował? -pytam ja
-na nic, jeszcze wczoraj rowerem jeździł...
Dobrze, że miałam kartę z przychodni. Zenon lat 65, cukrzyca t.2 insulinozależna nieleczona, nadciśnienie tętnicze nieleczone, dusznica bolesna nieleczona. Tyle z wypisu, z pobytu w szpitalu rok wcześniej, kiedy to rowerem wpadł do rowu i się połamał. Jeszcze wpis lekarza rodzinnego- przewlekła choroba alkoholowa.
-Wygląda na to, że na serce umarł-mówię
- No tak, zawsze mu mówiłam żeby on tym rowerem tyle nie jeździł, bo się w końcu wykończy!

P.S. Wyjaśniając ewentualne wątpliwości- zadzwoniłam na policję żeby dowiedzieć się, czy są tą sprawą zainteresowani. Powiedzieli, że nie. Byli wcześniej na miejscu i nie stwierdzili znamion przestępstwa.

środa, 12 stycznia 2011

szefem być

Dziś przypadkiem napatoczyłam się na Profesora Nauk Wszelkich, czyli Szefa Wszystkich Szefów. Znaczy nie zdążyłam uciec z sekretariatu kiedy otwierały się drzwi do jego gabinetu. Jako, że pracuję tam już 3 lata, to kojarzy mą skromną osobę. Uśmiechnął się i pyta:
-o pani doktor, chyba się dużo je ostatnio co? Bo coś pani większa jakaś...
-panie profesorze jestem w ciąży
-w ciąży, pani mówi, a to od kiedy?
-od 6 miesięcy
-no, a poza tym to jak się pracuje?
-ja nie pracuję. Jestem na zwolnieniu
-aaa
-a specjalizacja zdana?
-jeszcze co najmniej 3 lata do egzaminu panie profesorze
-no to tak trzymać, tak trzymać pani doktor!
Nie muszę chyba dodawać,że identycznej treści rozmowę odbywamy za każdym razem kiedy się spotkamy.

piątek, 7 stycznia 2011

Kodeks

Kodeks Etyki Lekarskiej w brzmieniu obowiązującym od 2 stycznia 2004:
Art. 67. Dobrym zwyczajem jest leczenie bezpłatne innych lekarzy i członków ich najbliższej rodziny, w tym wdów, wdowców i sierot po lekarzach.

 22 tydzień ciąży. Czas na USG tzw genetyczne. Prowadząca moją ciążę pani doktor nie takich nie wykonuje i musiałam się umówić do gabinetu innego lekarza. Na miejscu, bez czekania zapraszają mnie i Pana Męża do gabinetu. Przedstawiam się, dodaję, że jestem lekarzem, że pracuję w szpitalu dziecięcym i mam trochę paranoiczne podejście do sprawy. Pan doktor, mniej więcej w moim wieku,  przemiły. Przykłada sondę, wykonuje badanie, dopytuje o moją pracę, stara się mnie rozluźnić. Ja słucham i w myślach skreślam z listy: neurochirurdzy, plastycy, kardiochirurdzy, brzuszni, ortopedzi...Wszystko, co da się sprawdzić, jest w porządku. Swoją drogą budzi się we mnie podziw dla biegłości tego lekarza i klasy dostępnego sprzętu.
Cała sprawa trwała pół godziny. Było miło, profesjonalnie, z szacunkiem. Na koniec dostaliśmy kilka wydrukowanych zdjęć (najczytelniejsze to, na którym widać, że to synek) i płytkę z nagraniem badania. Uścisk ręki pana doktora i moje pytanie:
-A co z płatnością?
-280 złotych się należy. Zapraszam ponownie, tu jeszcze moja wizytówka dla pani doktor...

No i teraz moje odczucia. Całe pozytywne wrażenie zostało zniweczone. Rozumiem, że ten lekarz wynajmuje gabinet, że pewnie spłaca aparat, ale...pełna stawka? Nie liczyłam na darmowe badanie, ale na zniżkę owszem.  Poza byciem lekarzem, jestem też najbliższą rodziną jednego i zawsze jeśli ta informacja wychodziła podczas prywatnej wizyty, to słyszałam, że nie płacę. Jak stwierdził znajomy po usłyszeniu tej opowieści, środowisko przestaje szanować siebie nawzajem. Nie wiem, czy faktycznie bezpłatne leczenie kolegów lekarzy może komuś zaszkodzić fianansowo, bo branie od nich pieniędzy chwały nie przynosi.. A może ja mam takie podejśćie, bo jako przyszły anestezjolog prywatnie raczej pracować nie będę i mnie to nie dotyczy?