Wczoraj dzwoniłam z życzeniami do kolegi z anestezjologii. Był na dyżurze. Będzie też jutro, w czwartek i w Nowy Rok....
A mój Oddział jest zamknięty z okazji przerwy Świątecznej (kontrakt dawno wyrobiony, decyzja dyrektora), więc jestem na przymusowym urlopie (nie żebym narzekała)...
Dla mnie to był rok przełomowych decyzji. Zmiana specjalizacji, zmiana pracy i kupno mieszkania. Na razie bilans chyba na plus. Czasu ciągle na coś brakuje, ale nie pamiętam kiedy ostatnio stres zaciskał mi pętlę na żołądku. No i poznałam nowych świetnych ludzi. A głównie szefów.
Moja szefowa za szpitala jest... bardzo wyrozumiała. Wie, co to znaczy małe dziecko w domu (sama ma wnuki w wieku Nowego). Wie, że w trakcie specjalizacji trzeba robić staże ( jej dzieci są rezydentami). No i po prostu docenia to, że jestem i że mi się chce.
Mój szef z akademii jest....idealny. Nie tylko daje zadania, ale wcześniej motywację (pieniądze) oraz środki (możliwości szkoleń). I chociaż na razie uczę baaardzo nudnego przedmiotu, to wiem , że jest to przejściowe i ponadto robię to z przyjemnością, bo mnie szef o to poprosił! A to sztuka- tak pokierwaćpracownikiem, żeby z uśmiechem robił coś, czego nie lubi.
Moja szefowa z prywatnego gabinetu jest...ludzka. Ufa mi w sposób nie do opisania. Słucha moich sugestii i próśb. Inwestuje we mnie i traktuje jak partnera, a nie jak pracownika.
Nie wiem jak długo taka "szefowa idylla" będzie trwała. Ze swojej strony staram się nie nadwyrężać ich zaufania i trzymać poziom.
Mieszkanie się remontuje, a ja przy każdym rachunku tłumaczę Panu Mężowi, żeby przerzucił się na wykończeniówkę. Albo na stolarstwo na wymiar... Ale Pan Mąż, choć zdolny w wielu dziedzianach, jakoś przekonać się nie chce. Dzięki temu czekamy na rekrutacje, które mają się zacząć w nowym roku, a Nowy korzysta z tatowej opieki. A taka jest o wiele fajniejsza od babciowej czy nianiowej, bo tato wiadomo....
Wszystkim czytaczom stałym i przygodnym życzę
A mój Oddział jest zamknięty z okazji przerwy Świątecznej (kontrakt dawno wyrobiony, decyzja dyrektora), więc jestem na przymusowym urlopie (nie żebym narzekała)...
Dla mnie to był rok przełomowych decyzji. Zmiana specjalizacji, zmiana pracy i kupno mieszkania. Na razie bilans chyba na plus. Czasu ciągle na coś brakuje, ale nie pamiętam kiedy ostatnio stres zaciskał mi pętlę na żołądku. No i poznałam nowych świetnych ludzi. A głównie szefów.
Moja szefowa za szpitala jest... bardzo wyrozumiała. Wie, co to znaczy małe dziecko w domu (sama ma wnuki w wieku Nowego). Wie, że w trakcie specjalizacji trzeba robić staże ( jej dzieci są rezydentami). No i po prostu docenia to, że jestem i że mi się chce.
Mój szef z akademii jest....idealny. Nie tylko daje zadania, ale wcześniej motywację (pieniądze) oraz środki (możliwości szkoleń). I chociaż na razie uczę baaardzo nudnego przedmiotu, to wiem , że jest to przejściowe i ponadto robię to z przyjemnością, bo mnie szef o to poprosił! A to sztuka- tak pokierwaćpracownikiem, żeby z uśmiechem robił coś, czego nie lubi.
Moja szefowa z prywatnego gabinetu jest...ludzka. Ufa mi w sposób nie do opisania. Słucha moich sugestii i próśb. Inwestuje we mnie i traktuje jak partnera, a nie jak pracownika.
Nie wiem jak długo taka "szefowa idylla" będzie trwała. Ze swojej strony staram się nie nadwyrężać ich zaufania i trzymać poziom.
Mieszkanie się remontuje, a ja przy każdym rachunku tłumaczę Panu Mężowi, żeby przerzucił się na wykończeniówkę. Albo na stolarstwo na wymiar... Ale Pan Mąż, choć zdolny w wielu dziedzianach, jakoś przekonać się nie chce. Dzięki temu czekamy na rekrutacje, które mają się zacząć w nowym roku, a Nowy korzysta z tatowej opieki. A taka jest o wiele fajniejsza od babciowej czy nianiowej, bo tato wiadomo....
Wszystkim czytaczom stałym i przygodnym życzę
Wesołych, zdrowych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia!