poniedziałek, 24 grudnia 2012

Spokojnych Świąt!

Wczoraj dzwoniłam z życzeniami do kolegi z anestezjologii. Był na dyżurze. Będzie też jutro, w czwartek i w Nowy Rok....
A mój Oddział jest zamknięty  z okazji przerwy Świątecznej (kontrakt dawno wyrobiony, decyzja dyrektora), więc jestem na przymusowym urlopie (nie żebym narzekała)...

Dla mnie to był rok przełomowych decyzji. Zmiana specjalizacji, zmiana pracy i kupno mieszkania. Na razie bilans chyba na plus. Czasu ciągle na coś brakuje, ale nie pamiętam kiedy ostatnio stres zaciskał mi pętlę na żołądku. No i poznałam nowych świetnych ludzi. A głównie szefów.
Moja szefowa za szpitala jest... bardzo wyrozumiała. Wie, co to znaczy małe dziecko w domu (sama ma wnuki w wieku Nowego). Wie, że w trakcie specjalizacji trzeba robić staże ( jej dzieci są rezydentami). No i po prostu docenia to, że jestem i że mi się chce.
Mój szef z akademii jest....idealny. Nie tylko daje zadania, ale wcześniej motywację (pieniądze) oraz środki (możliwości szkoleń). I chociaż na razie uczę baaardzo nudnego przedmiotu, to wiem , że jest to przejściowe i ponadto robię to z przyjemnością, bo mnie szef o to poprosił! A to sztuka- tak pokierwaćpracownikiem, żeby z uśmiechem robił coś, czego nie lubi.
Moja szefowa z prywatnego gabinetu jest...ludzka. Ufa mi w sposób nie do opisania. Słucha moich sugestii i próśb. Inwestuje we mnie i traktuje jak partnera, a nie jak pracownika.

Nie wiem jak długo taka "szefowa idylla" będzie trwała. Ze swojej strony staram się nie nadwyrężać ich zaufania i trzymać poziom.

Mieszkanie się remontuje, a ja przy każdym rachunku tłumaczę Panu Mężowi, żeby przerzucił się na wykończeniówkę. Albo na stolarstwo na wymiar... Ale Pan Mąż, choć zdolny w wielu dziedzianach, jakoś przekonać się nie chce. Dzięki temu czekamy na rekrutacje, które mają się zacząć w nowym roku, a Nowy korzysta z tatowej opieki.  A taka jest o wiele fajniejsza od babciowej czy nianiowej, bo tato wiadomo....

Wszystkim czytaczom stałym i przygodnym życzę

Wesołych, zdrowych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia!

poniedziałek, 3 grudnia 2012

zachciało mi się medycyny

W poprzednim poście pomstowałam na system.
Bo to nie jest normalne, żeby działy się takie rzeczy jak te.


Teraz będzie o moich przygodach z estetyczną (może lepiej byłoby usługami medycyny estetycznej?).
Im dłużej w tym siedzę i paradoksalnie, im jestem lepsza,  tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to nie jest sposób na całe życie. Medycyny mi brakuje po prostu...
Jakiś czas temu w gabinecie zjawiła się pacjentka. W dzieciństwie przeszła chorobę, która pozostawiła trwały ślad- dużą asymetrię twarzy. Po prostu mięśnie po jednej stronie są znacznie słabsze od odpowiedników po drugiej stronie.  Z wiekiem, kiedy dołączyła do tego grawitacja, pacjentka wyglądała coraz gorzej.
Kiedy do mnie trafiła ucieszyłam się ogromnie- wreszcie medycyna! wreszcie moje umiejętności i wiedza będą mogły pomóc komuś choremu! Po rozmowie okazało się, że pani nie ma pieniędzy na obmyślone przeze mnie zabiegi. Było mi tak strasznie przykro. Myśl o tym, że mogę jej pomóc, nie dawała spokoju.
Sprawę opowiedziałam mojej szefowej i wymyśliłyśmy co następuje: ja zrzekam się wynagrodzenia, ona ze swojej strony także, usługa jest typowo lekarska więc nie trzeba płacić vat- wyszło, że pacjentka zapłaci tylko za preparaty. Po  namyśle oddzwoniła, że da radę.
Spotkałam się z nią 3 razy i zrobiłam toksynę, wypełniacz, nici...
Efekt?
Rewelacyjny!
Duża asymetria, widoczna na pierwszy rzut oka zmniejszyła się tak, że trzeba było się mocno przyjrzeć, żeby dostrzec, co jest nie tak z rysami tej pani. Ona zadowolona, uśmiechnięta, dziękująca.
Dwa tygodnie później dzwoni:
-Halo, czy to Młoda Lekarka?
-Tak, w czym mogę pomóc?
-Chciałam zgłosić reklamację i dostać pieniądze
-A co się stało? Coś się zmieniło od czasu ostatniego zabiegu?
-Nie, jest jak było, ale córka powiedziała, że jak się uśmiechnę to lewy kącik unosi się odrobinę bardziej niż prawy...


Dobrze, że miałam zdjęcia sprzed zabiegu, kiedy to każdy z kącików "żył własnym życiem".