środa, 27 lipca 2011

1:0

Wygraliśmy!
Nie boję się już, że EKOLI przelezą do Was przez kalwiaturę, bo POWYZDYCHAŁY! Niestety zasługa nie nasza (choć myślę, że brudpanujący w naszym domu na pewno nieco je zniechęcił), a zarządu gospodarki komunalnej, która wpuściła do wodociągów takie ilości chloru, że czuję się jak na basenie za czasów dziecinstwa...
Wszystkie naczynia pomyte. Wszystkie ubrania wyprane. Wszystkie powierzchnie przetarte...i wszędzie, ale to wszędzie, biały osad. Nic to, zwyciestwa często okupione są stratami. Nasze wynoszą zaledwie wszystkie czarne i granatowe ubrania. I stolik kawowy...
Wywołała mnie Frustratka i mam napisać rzeczy, których o mnie możecie nie wiedzieć. Nie jest to proste, bo jesli o nich nie napisałam do tej pory, to chyba coś jest na rzeczy. Trzeba dokonać gimnastyki, żeby coś na zadanie odpowiedzieć, a jednocześnie nie wywnętrzyć się nadmiernie.
Nie zaczynając zdania od "a więc":
1. Uzależniona jestem od seriali. Nie kilku, a kilkunastu. Wolę je od filmów i obrażam się, kiedy producenci postanawiają nie kontynuować.Zaczęłosię od Ally i Seksu (jeszcze na studiach), a potem, wraz z odkryciem internetu, było tylko gorzej.
2. Kiedy na piątym roku studiów podbiegłam za autobusem, po czym łapałam oddech przez 3 przystanki, postanowiłam coś z tym zrobić. Zapisałam się na fitness. Początkowo dwa razy w tygodniu. Potem coraz częściej. Na stażu podyplomowym ćwiczyłam 6 razy w tygodniu. Czułam się i wyglądałam świetnie. Potem nie miałam czasu.Teraz już to się nie powtórzy, bo wszędzie jeżdżę autem, a do niego nie musze biec...
3. Kupuję buty. Kiedy wychodzę po sukienkę- wracam z butami. Kiedy wychodzę po spodnie- wracam z butami. Kiedy wychodzę po perfumy- wracam z butami. Pan Mąż dziękuje Bogu, że w naszym wiejskim spożywczaku nie ma działu obuwniczego.
4.Czasem, jeśli rodzice pacjentów nie słyszą, wypowiadam się krtycznie na ich temat (rodziców). Na szczęście z wiekiem i doświadczeniem, maleje krytycyzm, a rośnie tolerancja.
5.Pamiętacie program "Mamy Cię"? Często się  czuję tak, jakbym w nim występowała. Na stażu podyplomowym codziennie, teraz gdy muszę iść na konsultację/ reanimację  i w obecności specjalistów innych dziedzin się wypowiadać, czekam aż wyskoczy ktoś z bukietem i okrzykiem "mamy Cię!!! Nie jesteś jeszcze lekarzem. Wracaj na studia do nauki, dałaś się wkręcić!"
6.W temacie czucia się i studiów. Czasem mam wrażenie, że moje życie to sen, z którego obudzę się z ksiażką do patofizjo odciśniętą na twarzy. Bo gdzieś w środku ciągle jestem studentką. I niepomiernie dziwi mnie, kiedy ludzie zwracja się do mnie per pani.
7. Pęcznieję z dumy, kiedy obcy ludzie mówią, że Nowy jest śliczny. Tak, jakby to była moja zasługa...

Do zabawy zapraszam Vuze i Monikę.

piątek, 22 lipca 2011

Bakterie są wśród nas

Kilka dni temu wracaliśmy z Nowym do domu po kilkudniowym pobycie u oszalałych z miłości Dziadków. W drodze odebrałam alarmujący telefon od sąsiadki:
-Lekarko- mamy w wodzie bakterie! Nie wolno zbliżać się do kranu, bo bakterie są krwiożercze i zabójcze!
-jakie to bakterie?-zapytałam
-no jakie? te najgorsze- EKOLI!

Zamyśliłam się. Perspektywa życia w brudzie jakoś mi nie pasowała, ale wizja zraszania się gównianymi bakteriami, też nie. Postanowilam jednak zaryzykowac i zamiast wracać do oszalałych z tęsknoty Dziadków, udałam się na pierwszą linię frontu.
Po przyjeździe, do sprawy podeszłam metodycznie- zebrałam informację w zarządzie gospodarki komunalnej. Dowiedziałam się, że owszem istnieje skażenie. Że owszem bakteriami. Że wodę przed użyciem nalezy gotowac minimum 15 minut. Sytuacja potrwa "niewiadomojakdługo". Poczułam się jak w filmie akcji- w kranie czają się potworne stwory, rodem z reklamy pewnego płynu czyszczącego, a  ja walcze z nimi gotując je na wolnym ogniu. Dzień pierwszy zakończył się wizytą u Teściów. Na początku się ucieszyli, ale kiedy każde z nas znikało w łazience na kilkanaście minut, trochę zrzedły im miny...
Dzien drugi- sytuacja bez zmian. Woda pitna dostarczana jest cysternami. Ja czuję się, dla odmiany, jak w filmie o apokalipsie. Poprawiają się kontakty międzyludzkie- każdy coś wie, kazdy ma inne informacje. Zarejestrowałam się w gminnym systemie powiadamiania alarmowego. Dzięki temu dowiedziałam się o cysternie z wodą pitną. Szkoda, że dopiero jakiś czas po tym, jak odjechała... Teściowie nie bardzo wiedzą czemu tak bardzo pragniemy z nimi kontaktu.
Dzień trzeci- komunikat burmistrza- można się myć! Ale tylko dorośli i ostrożnie. Co to znaczy? Żeby nie wlewać wody do ust. Uznaliśmy z Panem Mężem, że damy radę i rozlużniliśmy kontakty z Teściami.
Dzień czwarty- nadal przegrywamy. Zużyte zostały wszystkie naczynia w domu. Pan Mąż pił zupę z wazonu, ale jak prawdziwy żołnierz- nie skarżył się. Próbuję się dowiedziec co z myciem naczyń? Większośc wygląda jakby zaraz miała wyjśc z kuchni na własnych nogach. Dostaję świetną informację- w zmywarce można myć! Hurra! Tylko ja nie mam zmywarki. Nic to, nie poddam się- przypomniałam sobie o jednorazówkach kupionych przy okazji grillowania.
Dzien piąty- w naszych szeregach słabnie morale. Deszczowa pogoda sprawia, że prane na bieżąco ręczniki nie chcą schnąć. Warunki bytowe uległy znacznemu pogorszeniu. Rozważamy przeprowadzkę do Teściów...

środa, 13 lipca 2011

za młoda na botoks

No i co ja mam powiedzieć kobiecie, która po długich bojach, przemyśleniach i przeżyciach zdecydowała się przyjść do mnie po botoks czy wypełniacz? Że pojawiła się o 20 lat za późno? Że teraz to "musztarda po obiedzie"?
W naszym społeczeństwie wciąż mamy niewielkie przyzwolenie na medycynę estetyczną. Skojarzenia z botoksem- mocno negatywne. Co za tym idzie kobiety w wieku 30-35 lat, które powinny pomyśleć o prewencji zmarszczkowej, uważają, że są na to "za młode". Inwestują w coraz droższe kremy, udają, że nie zauważają kurzych łapek i trwają tak do pięćdziesiątki. Czasem rozmawiam z kobietami w moim wieku, które mają już mocno głębokie zmarszczki mimiczne. I one mówią- "jak się pomarszczę to się do Ciebie zgłoszę". A co ja mam odpowiedzieć, jeśli na usta ciśnie się- "to może jutro? Bo jak już się pomarszczysz, to będzie za późno, żeby to delkatnie igiełką naprawić i zostanie Ci już tylko chirurg i lifting..."
Umiejętnie podana toksyna botulinowa poraża mięśnie, co sprawia, że skóra nad nimi się nie marszczy. Ale kiedy wyżłobi się już "wielki kanion", to porażenie mięśni da efekt mizerny...

piątek, 8 lipca 2011

A Pan/Pani co zamierza?

Pytanie tytułowe często pada na studiach. Zadają je asystenci z wiadomych tylko sobie powodów. Dobrej odpowiedzi nie ma. Jeśli np. pyta nas asystent na neurologii, a my akurat myślimy o neuro jako specjalizacji i się do tego przyznamy, to są dwie opcje. Jedna (zdarza się zdecydowanie rzadziej), że asystent spojrzy na nas przychylnym okiem i będzie łatwiej, lub druga- asystent postanowi pokazać nam jak ciężko jest zdać egzamin specjalizacyjny z tej akurat dziedziny i będzie nas gnębił ponad miarę. Jako, że studenci medycyny instynkt przetrwania mają silny, z reguły po takim pytaniu w naszej grupie zapadała cisza, a przyciśnięci do muru twardo twierdziliśmy, że nie jesteśmy zainteresowani akurat tą specjalizacją (znana zasada- "zawsze mów, że chcesz robić psychiatrię, a na psychiatrii, że radiologię") Taka postawa zachęcała asystentów do tłumaczenia nam, czemu  wiedza z ich akurat dziedziny przyda nam się w życiu. I tak skończyłam studia, przekonana, że porody uliczne zdarzają się nagminnie, że w każdym szpitalu psują się gastroskopy i rozpoznanie wrzodu stawia się na podstawie zdjęcia RTG z kontrastem, czy że tomografy są równie zawodne i po urazie głowy wszystko można wyczytać z samego li tylko RTG.

Jedna z takich sytuacji nastąpiła na ostatnim seminarium z neurochirurgii. Asystent nie miał pomysłu na zajęcia, a jego szef nie pozwalał wypuszczać studentów wcześniej, więc rozmowa zeszła na te właśnie tematy.
Asystent- A Pani o czym myśli w przyszłości?
Koleżanka 1- Hm...Myślałam o psychiatrii...
A.- A Pani?
Kol.2.- No nie wiem jeszcze. Może rodzinna? (każdy kombinuje jak najdalej od neurochirurgii)
A (nie poddając się)- A Pani?
Kol. 3- Ja na ginekologię spróbuję pewnie.
A. (z rezygnacją w głosie) A Pan?
Kolega (patrząc mu prosto w oczy)-Ja? Ja założę chińską knajpę!

niedziela, 3 lipca 2011

Spacer

Z dzieckiem trzeba wychodzić na spacery. Najlepiej codziennie. Minimum godzinę.
Takie są fakty. A życie?
Niedawno w większym, międzynarodowym, gronie wywiązała się rozmowa. Dotyczyła ona chodników. Otóż zwykle jego brak na suburbiach oznacza wysoki poziom finansowy mieszkańców. Czyli dzielnice te są dośc ekskluzywne. Moja wieś tez jest ekskluzywna- nie ma chodnika.
Nowego jednak musze gdzieś spacerować. Co robić? Codziennie wozić go do miasta kilkanaście kilometrów? Czy może zrezygować ze spacerów? To drugie nie wchodzi w grę. Ja też potrzebuję świeżego powietrza i ruchu ( nie wystarczy o tym czytać u Abnegata). To pierwsze nie dośc, że nieekologiczne, to jeszcze drogie i upierdliwe. Pytanie "co robić?" pojawia się znowu.
Jest u mnie na wsi taka boczna uliczka. Dokładnie naprzeciwko naszej bramy. Nie ma na niej dużego ruchu, bo kończy się ślepo. Postanowiłam obrać ją za trasę naszych wędrówek. Pierwszego dnia spacerowałam tempem zwykłym- po 8 minutach byłam już na ślepym końcu. Z dnia na dzień zwalniałam krok i teraz dojście do końca zajmuje mi około 20 minut. Ponadto mam czas obserwować ludzkie reakcje na mój widok. Jest to stara część wsi, gdzie wszyscy się znają. Obca baba z wózkiem to dla niektórych mieszkańców była sensacja na miarę codziennych telezakupów. Wylegali więc na werandy i ganki, stali przy furtkach i zupełnie nieskrępowanie się gapili. Ja bardzo grzecznie ich pozdrawiałam i spacerowania nie przerwałam (byłam zdeterminowana- cóż by mi pozostało jeśli nie ta uliczka). Po kilkunastu razach mieszkańcy oswoili się z moim widokiem. Zagadka mojej tożsamości została wyjaśniona (moja sąsiadka powiedziała sąsiadce z naprzeciwka, a ona swoiej i tak  już poszło), a ja przestałam czuć wzrok na plecach.
Ale problem spacerów nie został rozwiązany do końca. Mianowicie szalenie mnie one nudziły. Nie wiem, może są mamy, dla których wpatrywanie się w śpiące dziecko jest ciekawe. Ja sama ze sobą się nudzę(nie jest to chyba najlepsza reklama własnej osoby- tak nudna,że sama ze sobą nie wytrzymuje) Tak, jak nie wyobrażam sobie podróży pociągiem bez ksiązki, tak i tu, bolał mnie brak zajęcia. Ciężko jest czytać książkę jednocześnie pchając wózek, ale...od czego są audiobooki? Teraz słucham Millenium i nie mogę doczekać się kolejnych spacerów ( dziś padało, więc nie wiem jak Liz Salander załatwi sprawę zboczonego adwokata).
W tej chwili pozostaje tylko jedna spacerowa bolączka- zwierzęta gospodarcze. Boję się ich. Krów najbardziej. Koni też, ale jakby mniej. Taka krowa natomiast może być bykiem. A na trasie spaceru często je spotykam. Najgorzej jak na człowieka tak patrzą...