Dzieciaki mają pkoje, ale przecież trzeba tam wnieść bagaże. "Kocham plecaki" myśli Młoda targając kolejną elegancką walizkę na kółkach na trzecie piętro. Wszytskie dzieci popakowane jakby przyjechały na rok. Choś Młoda może się założyć, że połowa ze środków higieny nie zostanei nawet wyjęta z walizek.
Mając już własną grupę Młoda robi zbiókę. Trzeba się zapoznać.
Dla osób początkujących najlepsze są grupy maluchów- sporo pracy, ale mała szansa na głupie pomysły. Najbardziej hardkorowe są oczywiście grupy najstarsze. Ale tu najmniej pracy- oni i tak chcą mieć wolne od wychowawcy. Oczywiśćie ulubione grupy większości wychowawców, to te pośrednie. Na tyle duzi, że nie trzeba o wszystkim myśleć i przypominać, a na tyle mali, że nie rozrabiają szczególnie.
Po zapoznaniu nadchodzi czas na konkrety- zbieranie pieniędzy, cennych przedmiotów i leków. Młoda jest sprytna i przywozi ze sobą kilkanaście kopert. Pieniądze każdego dziecka wkłada do osobnej podpisanej jego imieniem i znacznie ułatwia to rachunki. Część dzieci nie chce dać pieniędzy- rodzice nie pozwolili. Oczywiście Młoda odbiera kilkanaście telefonów z pretensjami, że zabiera dzieciom kasę. Tymczasem prawda jest taka, że kradzieże zdarzają się naprawdę rzadko, za to częściej ukrywanie (zpominiałem, gdzie schowałem) lub gubienie. Dzieci dają do kopert standardowe sumy, zostawiając sobie kilkanaście żlotych. Wyjątkiem jest dziewczynka, która daje Mlodej 3 tysiace złotych. I nie wie czy ma oddać kartę kredytową też? Szkoda,że nie można zabrać im komórek. Nie mija 10 minut, jak już podnosi się alarm, że któremuś ukradli. Na szczęście trudno ukraść komórkę na której dziecko siedzi (schował do tapczanu żeby mu nie ukradli). Młoda prosi też o leki. W ofercie koloni jest oczywiście opieka medyczna, ale rodzice wiedzą lepiej. Dzieciaki przygotowane są na wszystko, łącznie z zakażeniem świńską grypą, awarią elektrowni atomowej czy amputacją nogi. No i okazuje się, że połowa dzieciaków to astmatycy, alergicy, chorzy na grzybicę, łuszczycę, padaczkę, tyko syfilytyków brak. Młoda próbuje sobie przypomnieć kartę, w której miałaby choć cień informacji o chorobie dziecka. To chyba tajna informacja, bo żaden rodzić się do tego nie przyznał. No i dylemat gotowy. Dziecko twierdzi, że przyjmuje dane leki codziennie, a papieru na ten temat nie uświadczysz. Wreszcie Młoda cieszy się na widok komórki.
Po wstępnym zapoznaniu grup, następuje apel ogólny. Tu dzieci dowadują się, że będą wycieczki (hurra), że nie wolno pić ani palić (łeee), że trzeba słuchać wychowawców, że śniadanie będzie o 8 rano (tu do "łee" zgodnie przyłącza się kadra) oraz, że wszyscy przyjechali się tu świetnie bawić. Młoda rozgląda się po twarzach innych wychowawców.
Wychowawcy kolonijni to bardzo złożona grupa. Najczęściej spotykane typy to:
Swieżynek- student pragnący dorobić w wakacje. Świeżo po kursie. Nigdy nie widomo co z niego wyniknie- super wychowawca, albo skrajnie nieodpowiedzialny typ
Stara Wyga Nauczycielka- jeździ na kolonie od miliona lat. Wie wszystko. Nienawidzi dzieci. Najczęściej przyjeżdżają w parach i zamiast opieki nad dziećmi z lubością oddają sie romansom letnim. Uwielbiane przez rodziców, obce dla dzieci. Kładą się do łóżek o 22 i mają gdzieś co się dzieje z ich wychowankami.
Nauczyciel/ka z powołania- najczęściej młodzi ludzie, którzy lubią dzieci ( krótko pracują w zawodzie) i którym się chce. Czasem za bardzo. Wpędzaja w kompleksy innych wychowawców. Ich grupa nigdy nie ma "czasu wolnego", oni zawsze w biegu. Obładowani ksiażkami na temat zbaw integracyjnych czy gier zespołowych.
cdn.
Mając już własną grupę Młoda robi zbiókę. Trzeba się zapoznać.
Dla osób początkujących najlepsze są grupy maluchów- sporo pracy, ale mała szansa na głupie pomysły. Najbardziej hardkorowe są oczywiście grupy najstarsze. Ale tu najmniej pracy- oni i tak chcą mieć wolne od wychowawcy. Oczywiśćie ulubione grupy większości wychowawców, to te pośrednie. Na tyle duzi, że nie trzeba o wszystkim myśleć i przypominać, a na tyle mali, że nie rozrabiają szczególnie.
Po zapoznaniu nadchodzi czas na konkrety- zbieranie pieniędzy, cennych przedmiotów i leków. Młoda jest sprytna i przywozi ze sobą kilkanaście kopert. Pieniądze każdego dziecka wkłada do osobnej podpisanej jego imieniem i znacznie ułatwia to rachunki. Część dzieci nie chce dać pieniędzy- rodzice nie pozwolili. Oczywiście Młoda odbiera kilkanaście telefonów z pretensjami, że zabiera dzieciom kasę. Tymczasem prawda jest taka, że kradzieże zdarzają się naprawdę rzadko, za to częściej ukrywanie (zpominiałem, gdzie schowałem) lub gubienie. Dzieci dają do kopert standardowe sumy, zostawiając sobie kilkanaście żlotych. Wyjątkiem jest dziewczynka, która daje Mlodej 3 tysiace złotych. I nie wie czy ma oddać kartę kredytową też? Szkoda,że nie można zabrać im komórek. Nie mija 10 minut, jak już podnosi się alarm, że któremuś ukradli. Na szczęście trudno ukraść komórkę na której dziecko siedzi (schował do tapczanu żeby mu nie ukradli). Młoda prosi też o leki. W ofercie koloni jest oczywiście opieka medyczna, ale rodzice wiedzą lepiej. Dzieciaki przygotowane są na wszystko, łącznie z zakażeniem świńską grypą, awarią elektrowni atomowej czy amputacją nogi. No i okazuje się, że połowa dzieciaków to astmatycy, alergicy, chorzy na grzybicę, łuszczycę, padaczkę, tyko syfilytyków brak. Młoda próbuje sobie przypomnieć kartę, w której miałaby choć cień informacji o chorobie dziecka. To chyba tajna informacja, bo żaden rodzić się do tego nie przyznał. No i dylemat gotowy. Dziecko twierdzi, że przyjmuje dane leki codziennie, a papieru na ten temat nie uświadczysz. Wreszcie Młoda cieszy się na widok komórki.
Po wstępnym zapoznaniu grup, następuje apel ogólny. Tu dzieci dowadują się, że będą wycieczki (hurra), że nie wolno pić ani palić (łeee), że trzeba słuchać wychowawców, że śniadanie będzie o 8 rano (tu do "łee" zgodnie przyłącza się kadra) oraz, że wszyscy przyjechali się tu świetnie bawić. Młoda rozgląda się po twarzach innych wychowawców.
Wychowawcy kolonijni to bardzo złożona grupa. Najczęściej spotykane typy to:
Swieżynek- student pragnący dorobić w wakacje. Świeżo po kursie. Nigdy nie widomo co z niego wyniknie- super wychowawca, albo skrajnie nieodpowiedzialny typ
Stara Wyga Nauczycielka- jeździ na kolonie od miliona lat. Wie wszystko. Nienawidzi dzieci. Najczęściej przyjeżdżają w parach i zamiast opieki nad dziećmi z lubością oddają sie romansom letnim. Uwielbiane przez rodziców, obce dla dzieci. Kładą się do łóżek o 22 i mają gdzieś co się dzieje z ich wychowankami.
Nauczyciel/ka z powołania- najczęściej młodzi ludzie, którzy lubią dzieci ( krótko pracują w zawodzie) i którym się chce. Czasem za bardzo. Wpędzaja w kompleksy innych wychowawców. Ich grupa nigdy nie ma "czasu wolnego", oni zawsze w biegu. Obładowani ksiażkami na temat zbaw integracyjnych czy gier zespołowych.
cdn.
3 komentarze:
czekam czekam na CD x:D
Tez zrobilem kurs dla wychowawcow, jednak z braku doswiadczenia nie mialem okazji nabyc doswiadczenia... szkoda troche...
Brak wpisów rodziców o dolegliwościach dziecka to norma. Wiem coś o tym z doświadczenia kiedy byłąm na koloniach jako higienistka Na pytanie dlaczego tak zrobili to dowiedziałam się ,że przecież mogli im dziecka nie zabrać na kolonie. A o bezpieczeństwie dziecka ZAPOMNIELI biedactw. Ważne pozbyć się problemu na pare dni z domu Szamanka
Prześlij komentarz