niedziela, 20 listopada 2011

Się było, się smerało

Abnegat kiedyś umieścił w swoim blogu notkę o kursie z zakresu użycia USGie w dziabaniu nerwów. Przeczytawszy tę informacyję,czem prendzej się zapisawszy, na kurs pojechałam.
A na kursie było kilka zaskoczeń. Uczestników jakieś 25 osób, z czego 2/3 to mężczyźni. Czemu, skoro generalnie w anestestezji, jak i całej medycynie, przewaga kobiet jest dość znaczna?
Ponadto kilka osób ze specjalizacją, co było zaskoczeniem pozytywnym, bo jednak silny u nas trend "specjalista uczyć się nie musi", jest najwidoczniej passe.
Kurs prowadzili tambylcy (jeden nawet z krainy kiwi się trafił- i, o dziwo, mówił zrozumiałym lengłidżem). Organizowali go natomiast tutambylcy, czyli niby nasi, ale już nie do końca. Wśród uczestników trafiło się też dwóch tutambylców, bo jak się okazało, łatwiej punkty z GMC, niż z naszych wielce szacownych izb lekarskich było dostać...
W dniu pierwszym pokazano nam filmik, o tym, jak igiełka tuż obok nerwu, środek znieczulający wypuszcza. Potem była anatomia, no i zabraliśmy się za męczenie miłych młodych ludzi. Smeraliśmy ich po przedramionach i pod pachami. A oni przysypiali, bo cóż innego robić w obecności takiej liczby anestezjologów. Tambylcy pokazywali plamki wśród śnieżnej zamieci i mówili, że "obswies". My patrzyliśmy i mówiliśmy, że nie do końca. Po kilku godzinach ciężkiego smerania doszłam do wniosku, że sukces jest bliski. I wtedy dali nam do ręki igiełki. I kurczaki, bo modele i modelki, z tajemniczych powodów, nie chcieli się zgodzić na dziabanie. No i tu pojawił się problem. Bo sondę przykładam, strukturę widzę, a igiełki za cholerę... Jak trafiać czymś, czego się nie widzi??? Z tym kłopotem zastał nas wieczór. A wieczorem odbyła się kolacja. Liczący na rozmowę z tambylacami się przeliczyli, bo oni polskie napoje chmielowe popijali i  ze sobą głównie rozmawiali. Ale tubylczy organiztor stanął na wysokości zadania i inteligentną konwersacją zabawiał przybyłych. Jedzenie bardzo smaczne, do tego dobre wino, no i wizja nocy bez płaczu Nowego, były dla mnie świetną kombinacją. Nasunęło mi  się także spostrzeżenie natury tekstylnej. Otóż na kursie tambylcy w swoich koszulach z krawatami, prezentowali się bardzo elegancko na tle naszych dżinsów i polarów. Natomiast na kolacji ( w eleganckim hotelu), ich bluzy sportowe wypadły nieco gorzej niż garnitury naszych.
W dniu drugim smeraliśmy modeli po nogach, i brzuchach. Na koniec, potwierdziłam, że modele mają nerwy, tam gdzie mieć powinni, co zostało poparte stosownym papierem (moje potwierdzenie, nie ich nerwy).
Konkludując- kurs bardzo dobry organizacyjnie i  merytorycznie. Na pewno zachęcił do użyania USGie, jeśli ktoś ma.
Moje doznania zostały natomaist nieco zdominowane przez pierwszą od ponad 7 miesięcy przespaną noc...

poniedziałek, 7 listopada 2011

Halloween

Byłam ostatnio na spędzie sobowtórów naszej polskiej projektantki Ewy M. Charakteryzują się one  gładkim czołem, szeroko rozstawionymi brwiami z uniesionymi końcówkami (takie zdziwone oko),bardzo zarysowanymi kośćmi policzkowymi oraz pełnymi ustami przypominającymi nieco glonojada.
Oczywiście kobiety, które widzialam, wyglądają tak, bo przesadziły z zabiegami medycyny estetycznej. Nasza projektantka zarzeka się, że efekt ten osiągnęła naturalnie, poprzez dużą ilość snu i dobre geny.

Tak naprawdę był to pokaz pana doktora Costa ze słonecznej Italii, który przez kilka godzin tłumaczył nam zalety pewnego produktu. Trzeba przyznać, że rękę ma gość świetną i efekty były dobre, i co najważniejsze, wyważone. Dla pan na sali jednak niewystarczające. "Jeszcze w kości policzkowe więcej", "dołożyć materiału w usta" słychać było przy kolejnych mejkołwerach.

Jeśli więc traficie kiedyś na kogoś z tymi "genami", i z podobną ilością snu




to uważajcie, bo panie doktor tworzą na swoje podobieństwo i przy ich nienasyceniu można skończyć tak:


Przesada w niczym nie jest dobra, i tyle.