piątek, 12 listopada 2010

stetoskop do kieszeni ?

Ostnio zaczęłam w sieci znajdować mnóstwo blogów studentów medycyny i kilka myśli mi się nasunęło. Po pierwsze, podziwiam ich za znajdowanie czasu. Z jedej strony ja nie miałam czasu na bloga, ale miałam na chłopaka, angielski, fitness i dodatkową pracę...
Z drugiej strony na większości blogów spotykam się z wielką pewnością siebie i wręcz butą. Student drugiego roku autorytarnie wyraża się o poziomie zajęć z biochemii pod kątem przydatności w praktyce, student trzeciego tytułuje się prawie ginekologiem, student czwartego krytykuje starszych lekarzy bez zająknięcia*, a większość jest prawie lekarzem, prawie doktorem... I nie wnikam tu w ich kwalifikacje czy kompetencje- nie znam ludzi, tylko zauważam straszną zmianę w porównaniu z czasem kiedy ja studiowałam (a nie było to tak dawno).

Zresztą nie trzeba szukać po blogach, wystarczy wejść do mnie do szpitala. Rodzic zaczepia studenta
-przepraszam, panie Doktorze
A student nie prostuje, tylko pyta
-słucham
I udziela informacji nt. stanu dziecka !!

Pozmieniało się. Jak było za moich czasów? Obowiązywało kilka zasad:
-stetoskopy na szyi noszą Ci, którzy wiedzą jak ich użyć, czyli lekarze.Studenci noszą w kieszeni, żeby pacjentom się nie pomyliło
-na hasło pan/ pani doktor natychmiast należy sprostować. można się pochwalić, którego roku jest się studentem
-nie udzielamy informacji. Jak palniemy głupotę, to może z tego wyjść kłopot.

 I raczej nikt się nie przyznawał do fiksacji na jedną specjalizację. Było to żle widziane, bo studia są do ogarnięcia całości, a nie skupiania się na jednej dziedzinie. Na to będzie czas, jak się już człowiek na tą specjalizację dostanie...Mam tez wrażenie, że więcej w nas było skromności, ale to może zdemenciała pamięć mnie oszukuje.
Czy to było dobrze, czy żle? Nie wiem. Wiadomo, że człowiek się do pewnych spraw przywiązuje. Ja z rozpędu zapytałam kiedyś studenta 4-go roku po co mu na szyi stetoskop i zrobiłam z siebie wredniuchę. Może po prostu zmieniło się na lepsze? Może tak teraz trzeba, bo pani Minister skraca proces kształcenia i jak tak dalej pójdzie to na pierwszym roku studiów będzie się wybierało specjalizację i dzięki temu razem z dyplomem odbierany będzie tytuł specjalisty?

*przykłady z głowy, nie z komputera

13 komentarzy:

Green pisze...

Sympatyczny blog, ale przede wszystkim bardzo mądry i zasadny wpis.

Miło żyje się ze świadomością, że człowiek nie jest odosobniony w swoich poglądach.

Ps. Miło się Panią Szanowną czyta - pozdrawiam i linkuję u siebie.
- e.

M. pisze...

Ja się dziwnie czułem nosząc stetoskop (od ciśnieniomierza) nawet w kieszeni fartucha, na praktykach po I roku. W szpitalu nie było plakietek (z tytułem), i stetoskop jednak dosyć jednoznacznie sugerował, przynajmniej ja to tak odbierałem, że ma się do czynienia z lekarzem.

A co do skrócenia studiów to trochę tak jak w tej anegdocie:

- Panie ministrze, brakuje nam lekarzy, wnioskujemy o skrócenie studiów medycznych do 5 lat
- Oczywiście. Natomiast ja wnoszę o skrócenie ciąży do 6 miesięcy.

Jakoś tak to szło ;)

pozdrawiam
Michaś

M. pisze...

errata:
*- Oczywiście. Natomiast ja wnoszę o skrócenie ciąży do 6 miesięcy, ze względu na niż demograficzny.

;)

Anonimowy pisze...

Ihaaaa, można komencić :-)
To samo jest na filologii klasycznej - doktoranci, ledwo skończą studia, czują się wielkimi naukowcami i uważają się za wykładowców. Śmieszne, ale prawdziwe.
nika

Młoda Lekarka pisze...

Green witaj
Czyli nie jestem całkiem zramolała....albo jest nas dwie :)

M. witaj
Na to skrócenie ciąży to ja się nie piszę. Słodkie leniuchowanie bardzo mi pasuje. Choć podobno potem się to zmienia...

nika
nie wiem co się stało, bo ja z tym nie miałam wiele wspólnego, ale cieszę się, że działa. Młodzi doktoranci to zjawisko samo w sobie.

Green pisze...

...mogę być i ramolem ;], ale coś jest na rzeczy, bo kiedy usłyszałam wywód praktykantki w pokoju nauczycielskim, musiałam się powstrzymać przed zamordowaniem małoletniej śmiechem.

Gdyby było ciemno, można by było pomyśleć, że to jest nauczyciel dyplomowany ew. dyrekcja szkoły.

Teraz - Szanowna Pani - nikt się nie czai jak my, teraz to się jedzie jak czołg . Bez wyczucia i po każdym ;]

A że to karykaturalne, to już inna rzecz ;]

Anonimowy pisze...

Eee, nie generalizujcie, bo to nie ładnie:)
Jestem studentką 2. roku.
Nie wiem jakie będą zasady na prktykach po kolejnych latach, ale na pielęgniarskich, lepiej było nie prostować, że się ma tylko praktyki, bo później mało kto pozwalał się dotknąć, tylko cały czas nas po pielęgniarkę wysyłali. Generalnie nie wydaje mi się, żeby wiele osób tak się zachowywało, u nas na roku krążyła opowieść (+pokazywanie palcem, która to) o dziewczynie, która chodziła ze stetoskopem na praktykach... więc raczej większość by tego nie zrobiła, co jak sądzę nie świadczy o nas tak źle.
Osobiście bardzo mnie krępują sytuację, w których ktoś ze znajomych, rodziny, pyta mnie o kwestie medyczne. Czasami powiem, jeśli coś na ten temat wiem, ale zawsze dodaję- Mam super radę na to-idź do lekarza;)

Pozwoliłam sobie wrzucić linka na mój blog.
Pozdrawiam
welatas
http://welatas2.blox.pl/html

welatas pisze...

Cofam to o nieprzyznawaniu się. Na pewno bym sprostowała. Jednak jest róznica między setny raz powtarzaniem, że nie jest się pielęgniarką-gdy w gruncie rzeczy możemy zrobić to, co pielęgniarka a puszenie się na 3. roku, gdy ktoś powie "pani doktor".

Młoda Lekarka pisze...

Welatas
Zgadzam się, jest różnica. Szczególnie kiedy trzeba pobrać krew z miną "robię to już setny raz" i tuszować drżenie rąk :)
Osatnio koleżnaka opowiadała mi o sytuacji w szpitalnym bufecie. Widnieje tam napis "personel medyczny poza kolejnością". KIedy nam się śpieszy korzystamy z przywileju, ale kiedy nie trzeba, to nie włazimy bez kolejki. Stała więc grzecznie, a przed nią wpychają się dwie młode osoby. Spytała
-A państwo czemu nie w kolejce?
-Bo my proszę pani jesteśmy personel medyczny!
-Tak? A którego oddziału?
-Trzeciego roku!

Kliniczny pisze...

Ciekawy blog. :) Mam podobne zdanie na poruszane tematy! Miło poczytać kogoś kto myśli tak samo. Pozdrawiam i wytrwałości życzę.
kliniczny.blogspot.com

Grzegorz Nowak pisze...

Przedstawiona w Twoim wpisie sytuacja niestety jest widoczna na wszystkich frontach, w pogotowiu także :-(. Mam wrażenie, że pewne kierunki zrobiły się wyjątkowo trendy, prestiżowe, w złym tych słów znaczeniu.
Najgorsze jednak moim zdaniem jest to, że po rozpoczęciu pracy pewne negatywne cechy u co po niektórych się nasilają, odwrotnie proporcjonalnie do np. poczucia ODPOWIEDZIALNOŚCI za wagę swoich działań.

W ratownictwie, co ze smutkiem stwierdzam, sytuacja jest bardzo widoczna, przykład: ratownik prosto po zdobyciu tytułu zostaje kierownikiem zespołu P i cieszy się (nie mając żadnych obaw ani pokory) że będzie miał 2 zł na godzinę więcej :/.

PS. Twój blog poznałem dopiero ostatnio, ale już na stałe zawitał w moim czytniku RSS :-).

Anonimowy pisze...

Witam serdecznie ;)
Trafiłem na blog dopiero niedawno (znaczy wczoraj w nocy) i już bardzo mi się podoba. Naprwdę fajnie piszesz i mądrze:)
Co do Twojego wpisu o tym jacy są studenci niestey masz bardzo duzo racji.
Jestem teraz na 5 roku. Od 3 roku chodze na chirurgie na kolo naukowe i dyżury. Stetoskop nosze zawsze w kieszeni (jakos nie lubie jak mi coś dynda na szyi;]).
Znam osoby co na studiach każa do siebie mówić per doktor. U mnie na roku był chłopak co jak złożył papiery na studia (a ja jeszcze nie) to kazał do siebie mówić panie doktorze. jako ze natura potrafi pięknie odpłacać to pozwoliła mu studiowac o rok dłuzej bo nie zaliczył 3 roku - taka ironia losu ;]
Jak jestem na dyżurze na chirurgi czesto też słysze jak do mnie mówią panie doktorze, mimo że nosze plakietke z napisem student. Zwykle prostuję sprawę jak jest w rzeczywistości, chociaż raz pacjent był zdzwiony ze taki młody student tak dobrze mu wyjasnil sprawe zwiazana z jego chorobą - bardziej mi sie wydaje ze facet potrzebował ciepłej rozmowy niż fachowej wyliczanki z pdrecznika- miał z kim pogadać, troche mu rzeczy wyjasniłem jak to fachowo wyglada i pacjent cały happy:D
ale tez zdarzały się pacjentki (tak tak kobiety) które powiediząły ze studentem nie bądą gadac bo co ja mogę wiedziec. Wiem m.in. to ze podpisala pani zgode na branie udzialu w zajeciach (tak to jest jak sie nie czyta co sie podpisuje).
wazne jest aby miec swiadomości swojej niewiedzy. Jak mnie pacjent pyta o cos czego nie wiem to mowie ze sie dowiem, zapytam lekarza. Nigdy tez nie udzielam informacji na temat tego jak sie pacjent czuje (poza wyrazna zgoda lekarza ze moge powiedziec ze pacjent po operacji ale nic wiecej nie wiem). tez czesto porstuej ze ejstem studentem i moje interpretacje moga byc bledne i wprowadzic roddzine w blad a tego bym nie chcial- czekac na lekarza i tyle.

Podobnie w rodzinie moja ciotka zapytala mnie (jak bylem na 3 roku)cos o watrobe. Ja mowie ze najlepiej to jak sie ciocia wybeirze do lekarza.
-No ale ty juz jestem na 3 roku. - -No i co z tego?
- No to na pewno juz umiesz zinterpretowac moje wyniki
- na pewno to ja umie zrobic preparat na mikrobach, albo uzyc spekola.

Takie zachowania niestety maja wplyw na to ze student czuje sie niewiadomo kim. no ale co zrobic- zawsze znajdzie sie jakas czarna owca w stadzie.

Młoda Lekarka pisze...

Anonimowy dziękuję za miłe słowa.
Zgadzam się, że czasem to stunedt ma czas pogadać z pacjentem i ma pomysł, jak pewne sprawy wytłumaczyć ( nie przesiąkł tak bardzo terminologią medyczną). I to jest naprawdę fajne. A co do czarnych owiec- one niestety rzucają się w oczy najbardziej...