Zainspirowana komentarzami na blogu Abnegata przypomniałam sobie o mojej ulubionej sytuacji z pracy. Miało to miejsce czas jakiś temu.
Mały człowiek, lat 6, ma mieć usuwane znamię (lekarze określają jako łagodne, zalecają obserwację, ale mama stanowczo domaga się usunięcia). Zabieg, który u dorosłego odbyłby sie w znieczuleniu miejscowym, ale u dziecka nie da rady. Trzeba znieczulić ogólnie. Czyli wszystkie konsekwencje znieczulenia ogólnego.
(tu dygresja- jak człowieka znieczulają żeby spał, to nie ma "trochę", "lekko", "ino ino"- znieczulenie ogólne z takimi samymi możliwymi efektami jak "zwyczajne")
Przed zabiegiem dziecko dostało lekarstwo na odwagę- zadziałało świetnie, bo wcześniej dzieciak nawet na mnie nie spojrzał wtulony w pierś mamy, drący się "DAJ CYCA"!
Na mój pytający wzrok usłyszałam "no dziś mu nie dawałam, ale on w nocy jeszcze ssie, nie chce się odzwyczaić"
Po lekarstwie udało nam się nawiązać kontakt wzrokowy. Rozmawiamy sobie o tym, że na komputerze włączę mu ulubioną bajkę, przechodzimy do konkretów-który odcinek? Jest dobrze. Sam wchodzi na wózek, gotowy obejrzeć mój "Największy W Mieście Komputer" i.....
Mama w ryk...Nie płacz, nie szloch, ale RYK!!! I w te słowa- ale niech mi pani obieca, żo on nie umrze! Że on się nie obudzi i nie zobaczy jak go kroją!!! Że on do mnie wróci i że go nigdzie nie zabierzecie!!!
Chyba łatwo wyobrazić sobie reakcję dziecka....
Nasze zachowanie jako dorosłych ma naprawdę ogromny wpływ na dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz