Na pierwszy rzut był dziś 7-dniowy noworodek z przepukliną przeponową. Przyjechał z intensywnej noworodkowej na wlewie z presorów i wentylowany respiratorem, bo nie dało się wentylować go ręcznie.
Na sali miałam pomoc specjalisty, który jednoczesnie znieczulał na sali obok i pilnował jeszcze jednego niespecjalisty. Czyli przychodził kiedy tylko mógł. Dziecko było zaintubowane przez usta- trzeba rurę przez nos włożyć. Nie robiłam tego od 1,5 roku, a w tym przypadku nie mogliśmy sobie pozwolić na zbędną zwłokę. Więc ja pobiegłam na intensywną po respirator, bo te nasze, blokowe, nie dają rady w takich przypadkach, a kolega wymieniłą rurkę. Chirurdzy zaczęli, ale dziecko prowadziło się bardzo źle. Niestety panowie za zasłonką uznali, że jest to doskonała okazja edukacyjna i łatę wszywał młody i niedoświadczony chirurg. A ja umierałam co minutę. No może co kilka. Dziecko nie trzymało ciśnienia, nie dało sie go wentylować. Wyniki kolejnych gazometrii tylko potwierdzały pogarszający się stan dziecka. Na intensywną zawiozłam go w bardzo kiepskiej formie. Mam nadzieję, że moi mądrzy koledzy coś wymyślą...
Później zakładanie PEGa dziecku, którego historia choroby nie mieści się do kilku teczek. A ma niecałe 3 lata. Wielowadzie. Ostatnia próba zakładania PEG- nieudana. W wywiadzie temperatura podczas ostatniego znieczulenia, więc postanowiłam zaintubować go w gazach. Udało się, a potem chirurg bardzo sprawnie włożył gastroskop. Widzimy światełko przez powłoki. Nacięcie skóry i igła jest w żołądku. Później tylko przeciągnąć nitkę, PEG przez buzię do żołądka i sprawdzenie. W czasie sprawdzenia wtłoczono dużo gazu. Na tyle dużo, że pojawiły się problemy z wentylacją. A gaz przeszedł już do jelit i wypompować się nie da. Podobnie było poprzednim razem. Wtedy dali za dużo gazu za wcześnie. Tymczasem muszę go budzić. Z sercem na ramieniu, czy da radę oddychać z takim rozdętym brzuchem. Dał! Pojechaliśmy na pooperacyjny.
Ostatnia była mała rezolutna dziewczynka. Pięć lat i białaczka od trzech. Po dwóch przeszczepach szpiku. Na mój widok spytała, czy będziemy ją "dźgać". Na odpowiedź, że oczywiście nie, poprosiła o naklejki. Dostała. Przy okazji trochę "leku na odwagę". Już na stole pytała o wszystkie nasze monitory, a potem spytała "a kto będzie trzymał mnie za rączkę?". Kiedy Młoda Pielęgniarka trzymając ją za rączkę, podawała lek usypiający, dziewczynka poprosiła mnie "pogłaskaj mnie po głowie"...Jedną ręką głaskałam, drugą trzymałam maskę, a łzy ciekły po policzkach. Znieczulałam ją do usunięcia wejścia centralnego. I do pobrania szpiku. Kontrolnego. Bo wygląda na to, że jest zdrowa!
Dzisiejszy dzień kosztował mnie mnóstwo nerwów. Jeśli dobrze pójdzie, to był to jeden z ostatnich takich dni...
Na sali miałam pomoc specjalisty, który jednoczesnie znieczulał na sali obok i pilnował jeszcze jednego niespecjalisty. Czyli przychodził kiedy tylko mógł. Dziecko było zaintubowane przez usta- trzeba rurę przez nos włożyć. Nie robiłam tego od 1,5 roku, a w tym przypadku nie mogliśmy sobie pozwolić na zbędną zwłokę. Więc ja pobiegłam na intensywną po respirator, bo te nasze, blokowe, nie dają rady w takich przypadkach, a kolega wymieniłą rurkę. Chirurdzy zaczęli, ale dziecko prowadziło się bardzo źle. Niestety panowie za zasłonką uznali, że jest to doskonała okazja edukacyjna i łatę wszywał młody i niedoświadczony chirurg. A ja umierałam co minutę. No może co kilka. Dziecko nie trzymało ciśnienia, nie dało sie go wentylować. Wyniki kolejnych gazometrii tylko potwierdzały pogarszający się stan dziecka. Na intensywną zawiozłam go w bardzo kiepskiej formie. Mam nadzieję, że moi mądrzy koledzy coś wymyślą...
Później zakładanie PEGa dziecku, którego historia choroby nie mieści się do kilku teczek. A ma niecałe 3 lata. Wielowadzie. Ostatnia próba zakładania PEG- nieudana. W wywiadzie temperatura podczas ostatniego znieczulenia, więc postanowiłam zaintubować go w gazach. Udało się, a potem chirurg bardzo sprawnie włożył gastroskop. Widzimy światełko przez powłoki. Nacięcie skóry i igła jest w żołądku. Później tylko przeciągnąć nitkę, PEG przez buzię do żołądka i sprawdzenie. W czasie sprawdzenia wtłoczono dużo gazu. Na tyle dużo, że pojawiły się problemy z wentylacją. A gaz przeszedł już do jelit i wypompować się nie da. Podobnie było poprzednim razem. Wtedy dali za dużo gazu za wcześnie. Tymczasem muszę go budzić. Z sercem na ramieniu, czy da radę oddychać z takim rozdętym brzuchem. Dał! Pojechaliśmy na pooperacyjny.
Ostatnia była mała rezolutna dziewczynka. Pięć lat i białaczka od trzech. Po dwóch przeszczepach szpiku. Na mój widok spytała, czy będziemy ją "dźgać". Na odpowiedź, że oczywiście nie, poprosiła o naklejki. Dostała. Przy okazji trochę "leku na odwagę". Już na stole pytała o wszystkie nasze monitory, a potem spytała "a kto będzie trzymał mnie za rączkę?". Kiedy Młoda Pielęgniarka trzymając ją za rączkę, podawała lek usypiający, dziewczynka poprosiła mnie "pogłaskaj mnie po głowie"...Jedną ręką głaskałam, drugą trzymałam maskę, a łzy ciekły po policzkach. Znieczulałam ją do usunięcia wejścia centralnego. I do pobrania szpiku. Kontrolnego. Bo wygląda na to, że jest zdrowa!
Dzisiejszy dzień kosztował mnie mnóstwo nerwów. Jeśli dobrze pójdzie, to był to jeden z ostatnich takich dni...
24 komentarze:
Czego życzę Ci z całego serca :) Taki stres wykańcza powoli, ale skutecznie. Najwięcej samobójstw i depresji jest wśrdód anestezjologów.
Z ostatniego akapitu da się wywnioskować,że rzeczywiście masz dobre podejście do pacjentów.Ja takiego szczęścia jak ta dziewczynka nigdy nie miałam ;(
Fajna z Ciebie lekarka.
Fajna = dobra + ludzka.
Taka moja matematyka.
Cieszę się, że to koniec i zmieniasz pracę:) Ale też jestem zła, że i Tobie nie dało się pogodzić Nowego + Męża i pracy :( Żal że odchodzisz bo takich lekarzy nam trzeba !!!!
czytam i płaczę, a dziś Dzień Dziecka. No więc cieszmy się i dużżżo szczęścia nieśmy tym naszym maluchom.
Zachowanie chirurgów przy noworodku jest skandaliczne ja wiem, że lekarz musi się nauczyć, ale niech się u czy na przypadkach lżejszych a nie w sytuacji kiedy liczą się minuty.
Nie zazdroszczę stresu - życzę Ci,żebyś nigdy nie straciła swojej wrażliwości!;)
Jestem szczęśliwa,bo mieliśmy skrócone lekcje z okazji naszego święta ;D A ja mam nadzieję,że poświecisz dzisiaj czas dla Nowego ;)
Dlaczego zrezygnowalam z pracy na erce dzieciecej?Wlasnie dlatego.Wszystko bylo OK dopoki sama nie zostalam matka.Potem w kazdym chorym dziecku widzialam swoje.Dermatologia to dobry wybor.Troche mi teskno za "akcja" wiec czytam Twojego bloga:)Pozdrawiam
Ktoś napisał, że masz dobre podejście do pacjentów; według mnie to podejście fatalne, bo przenosisz swoje emocje z domu do pracy, w każdym dziecku widzisz swoją pociechę, łzy owszem, mogą się zdarzyć, ale po znieczuleniu, a nie w trakcie, bo zwyczajnie nie jesteś w 100% skupiona na tym co robisz. Czytając wcześniej, że wybrałaś dermatologię, było mi strasznie szkoda, bo to specjalizacja dla takich ludzi jak Ty, z poprzednich notek wynikało, że pracujesz z pasją, widzisz pacjenta, a nie przypadek; że rzeczywiście, mimo stresu, którego jest w anestezjologii sporo, tę prace lubisz, ale po tej notce widać, że to był jednak dobry wybór.
Powodzenia w Nowym.
Marcin
Maciek,Młoda Lekarka nie widzi w innych dzieciach swojego dziecka,tylko po prostu wczuwa się w to co czują rodzice chorego dziecka,a to co innego,żeby tylko każdy tak potrafił to by było pięknie.Ja jak byłam kilka lat temu na izbie przyjęć-byłam wtedy jeszcze mała i bałam się,a lekarka zamiast mnie pocieszyć wydarła się na mnie,że jak ja się w ogóle zachowuję i zrobili mi wszystko praktycznie na siłę ;(
Pewnie nie raz zatęsknisz za tą pracą. Widać, że to twoja prawdziwa pasja.
Lala, nie byłoby pięknie, bo wszyscy byliby sparaliżowani płaczem i żalem. Owszem, to pięknie brzmi, jak lekarz wylewa łzy nad każdym pacjentem, wczuwa się, głaszcze po głowie itd., ale to nie o to chodzi. Wyobraź sobie, że jesteś lekarzem i w ciężkim stanie przywożą do Ciebie Twoją mamę, Twoje dziecko czy jakąś bliską Ci osobę, jesteś w stanie myśleć racjonalnie? Podejmować szybko decyzje? Ja bym nie był. I nie jest to tylko moje zdanie, ale też znajomego anestezjologa z 15-letnim stażem, który stwierdził, że nie byłby w stanie leczyć rodziny. Empatia w tej pracy jest bardzo ważna, ale wczuwanie, mimo, że tak piękne i społecznie lotne, kończy się albo szybkim wypaleniem, albo tak jak w sytuacji Młodej Lekarki zmianą specjalizacji.
Marcin
Gratuluję odwagi! Taka ogromna zmiana.. Ale ja myślę, że wszystko dobrze się ułoży.. :)
Anonimowy Marcinie
Jest coś takiego jak "błąd atrybucji" czyli ocenianie czegoś/kogoś na podstawie jednej, wyrywkowej cechy lub sytuacji. Na przykładzie - jeśli zrobisz błąd kierując samochodem - skręcisz bez kierunkowskazu, z lewego pasa zaczniesz przepychac się na prawy bo pomyliło ci się skrzyżowanie, to masz na to wyjaśnienie - zapomniałeś, byłeś zmęczony, miałeś awaryjną sytuację itd. - czyli okoliczności będą wstanie to usprawiedliwić. Jeżeli zaobserwujesz coś takiego u innego kierowcy to pomyślisz, że to gapa, "niedzielny kierowca", względnie idiota lub cham. Mam wrazenie, że właśnie coś takiego zrobiłeś w przypadku młodej lekarki, której zresztą nie znam osobiście. Na tle jej wszystkich wpisów, jedna sytuacja, kiedy spłynęła jej łza. A ty masz już gotową ocenę człowieka, jego podejścia jako lekarza i nawet diagnozę czy się nadaje czy nie. Mam nadzieję, że jako lekarz nie stawiasz diagnozy na podstawie jednego symptomu, to dosyć niebezpieczne.
Kiedyś z 2 letnią córką trafiłem na SOR. Zajmował się nią taki młody pan chirurg. Zajmował się bardzo dobrze, spokojnie i delikatnie. Chwilami wydawało mi się, że może nawet zbyt spokojnie, że lekceważy a moje dziecko przecież takie chore... Jakiś czas później przypadkiem przechodziłem korytarzem i ten sam doktor wyszedł z jakiejś sali ubabrany krwią jak rzeźnik. Lekarz nie może się przejmować. Musi być spokojny i opanowany. Wykonujecie kawał dobrej roboty. Tak trzymać.
mam pytanie tzw. "służbowe":)
mój roczny syn ma zdjęcie szwów po zabiegu (na twarzy). w trakcie jedynej zmiany opatrunku z tej po zabiegowej na "wyjściową" trzymały Go 4 osoby a płacz udało mi się ukoić po 45 minutach. Czy jest może jakiś lek (czopki, syrop) które można podać tak małemu dziecku żeby je troszkę wyciszyć? Bardzo dziękuje za pomoc.
Anonimie
Leki są, ale wszystkie na receptę i do tego dziecko po ich podaniu trzeba uważnie obserwować. Czyli, nie można podać i wypuścić dziecko do domu po kilku minutach.
Czasem w poradnich chirurgicznych mają też entonox, czyli podtlenek azotu. Ma on działanie rozweselające i przeciwbólowe.
W sprawie innych wiadomości-
Marcinie
Nie zgadzam się z Tobą. To, że uronię łzę jako reakcja na bardzo wzruszające zachowanie małego dziecka, wcale nie znaczy, że wykonuję moją pracę gorzej.
Uważam, że jest jedna rzecz, która bez wątpienia bardzo negatywnie wpływa na jakośc mojej pracy i jest to praca 24 godziny non stop. W dwudziestej godzinie dyżuru, gdzie nie miałam czasu usiąść nawet na moment, jestem absolutnie kiepskim anestezjologiem. A po takim dyżurze jestem absolutnie kiepską matką dla Nowego...
Życzę wytrwałości i mniej stresu, pozdrawiam, jeszcze tu zajrzę pewnie :)
zajrzałam dzięki linkowi na blogu f jak frustratka i jestem więcej niż sfrustrowana... nie opisuje się pacjentów z tak bliska, ja nie chcę, żeby mnie mój lekarz tak opisywał, a jeśli musi, to wśród lekarzy, a nie wśród laików...
też jestem młodą lekarką. robię dermatologię. i to jest w moim przypadku wybór z miłości, i czuję się obrażona hasłem, że właśnie dołączasz do grupy ludzi, którzy pracują dla pieniędzy. a do tej pory co robiłaś? poza tym, jeśli myślisz, że dermatologia daje tyle pieniędzy, co estetyka i zaczęłaś od estetyki (czyli z d... strony, bo pacjenci na dermatologii naprawdę cierpią i zmagają się ze swoimi schorzeniami, a nie je sobie wyszukują), to niestety, ale wątpię, byś kiedykolwiek była dobrym dermatologiem. współczuję. hopeless
hopeless
Jest mi bardzo przykro, że czujesz się obrażona. Nigdy przenigdy nie miałam na celu obrażenie jakiegokolwiek dermatologa. W moim przypadku wyborem z miłości była anestezjologia. Dlatego jakikolwiek inny byłby to wybór, będzie po prostu pracą dla pieniędzy. Niezależnie od tego czy to radiologia, gineksy czy interna. Wyobraź sobie, że życie zmusi Cię do zmiany- i będziesz np. robić ratunkową. Czy jakikolwiek ratunkowy powinien się czuć obrażony, jeśli powiesz, że robisz to tylko dla pracy na 24h, bo tak Ci akurat w życiu pasuje?
A co do pieniędzy z dermatologii- wiem, ze nie jest różowo,szczególnie w trakcie specjalizacji. Dlatego ciągnę estetyczną, choć wiem,że to nie jest coś, co chcę w życiu robić. I wiem, że nie ma to nic wspólnego z dermatologią, wierz mi :)
W kwestii opisywania pacjentów- zmieniam imiona, zmieniam płeć. Często opisuję przypadki z dawnych czasów, staram się, żeby byli nierozpoznawalni. Nie uważam więc, żebym popełniała jakiekolwiek naruszenie tajemnicy lekarskiej. To jest blog,a nie obowiązkowa lektura, czyli mogę pisac co chcę, a Ty możesz czytać lub nie :)
Wspanile piszesz i to, ze czasami niektorym ludziom to sie nie podoba - trudno.
To jest twoj kawalek podlogi i tak trzymaj!
Czytam twoj blog od poczatku, swietne teksty, poczucie humoru i podejscie do zycia. Kurcze, i tak zastanawiam sie gdzie sa tacy lekarze jak ty, dlaczego tak trudno na nich trafic.
Pozdrawiam serdecznie:)
Jestem tego samego zdania co Ataner ;)Osoby,którym cos nie pasuje w Twoim blogu najlepiej żeby się w ogóle nie odzywały.Jestem ciekawa czy na codzień tez masz takie poczucie humoru jakie wykazujesz w swoich notkach ;)
Do hopeless-skoro Ci się nie podoba blog Młodej Lekarki to po co go czytasz?Ona nie pisze notek po to żeby miał ją ktoś krytykować :(
Kurcze, czytając ten wpis też mi łza poleciała.. cholernie trudna praca, tacy mali bezbronni pacjenci. Jestem pełna podziwu.
Prześlij komentarz