wtorek, 1 lipca 2014

Rezydent-wolne przemyślenia

Lekarz rezydent to taka hybryda pomiędzy lekarzem, a urzędnikiem. Z domieszką nieśmiertelnego "przynieś/wynieś/pozamiataj"
Świetnie orientuje się gdzie szukać informacji medycznych na temat danej jednostki chorobowej i jednocześnie płynnie porusza się w JGP (to takie tabele, dzięki którym rozpoznanie dopasowuje się do większej ilości punktów z NFZ). Rezydent wie, że pacjent jest zawsze przyjęty "celem leczenia", a nigdy samej tylko diagnostyki. Rezydent wie, gdzie zadzwonić jak zepsuje się komputer i gdzie załatwia się konsultacje psychiatryczne. Rezydent też wie, że musi zrobić staże, ale ma na tyle przyzwoitości, żeby czekać z tym do ostatniego roku specjalizacji.
Rezydent cieszy się z pensji płaconej przez ministra i nie wymaga takiego cudu, jak płatny urlop szkoleniowy. Rezydent wie też, że na obowiązkowych kursach nauczy się niewiele, więc inwestuje prywatnie w kursy odpłatne.
Rezydent poprowadzi oddział, czy poradnię. A po godzinie 15-stej, w magiczny sposób, uzyska zdolność podejmowania ważkich decyzji.
Rezydent napisze artykuł, poprowadzi zajęcia ze studentami (za kogoś innego) i na koniec przeprosi, że przez to musi zostać po godzinach żeby wykonać swoją pracę w oddziale.

Chciałabym mieć rezydentów...Albo choć jednego....