wtorek, 28 sierpnia 2012

Bliższy kontakt z ludźmi...

W anestezjologii pracowało się w pewnym zakresie w cieplarnianych warunkach. Mały człowiek wchodził do pokoju przygotowawczego i jedyne o czym musiałam myśleć, to jak sprawić, żeby się nie denerwował, a potem oczywiście jak go uśpić i obudzic bezpiecznie.
Tu, na dermatologii, jest inaczej. Z pacjentami trzeba rozmawiać, ważna jest ich sytuacja rodzinna, finansowa, stan psychiczny itd. To wszystko przecież wpływa na proces leczenia. A ja nie mam jeszcze grubej skóry i czasem naszych pacjentów po prostu mi okropnie żal. Nie, że ma owrzodzenie, czy łuszczycę. Ale że np. ma 3 dzieci, męża pijaka i pracodawcę, który przy okazji każdego pobytu w szpitalu grozi, że zwolni...
Czasem muszę się powstrzymywać od komentarzy, bo co na przykład winna jest siostra, kiedy opowiada nam o swoim bracie, a naszym pacjencie. Choruje on na przewlekłą chorobę skory, a przy okazji ma schzofrenię i jest alkoholikiem. Zaniedbuje się totalnie i raz na kilka miesięcy wpada do szpitala żeby zdjąć z niego skorupę brudu i robali (!).
Czy inny pacjent- waży jakieś 200 kg, ma kilkoro dzieci i od lat pozostaje na utrzymaniu żony. Ona pracuje, dba o dzieci i dom, a on siedzi na kanapie i konsumuje ( choć, sądząc po ilości dzieci, jakiś rodzaj aktywności jednak utrzymuje).
No i na koniec spostrzeżenie- wbrew oczekiwaniom nie przeszkadza mi oglądanie zmian na skórze (potocznie: parchów). Przeszkadza mi brud i smród pacjentów. Wiedzą, że idą do szpitala, ale się nie myją. A kiedy już są na oddziale, myć się muszą, bo pielęgniarki tego pilnują, ale na przykład nie zmieniają bielizny. Narzekałam kiedyś na nastolatków, ale biorąc pod uwagę jaki przykład dają im dorośli....

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Pielęgniarki

W anestezji istnieje specyficzny rodzaj współpracy lekarza z pielęgniarkami. Tam naprawdę jest "zespół", w którym role momentami przenikają się, komunikacja jest najważniejsza, a zgranie pozwala obu osobom pracować szybciej i bardziej efektywnie. Przede wszystkim nie ma zleceń pisanych. Mówię, co pielęgniarka ma zrobić, jaki lek podać, a nie piszę zlecenie. Czyli poziom zaufania wzajemnego sięga szczytów. Ona ufa, że ja naprawdę wiem, co mówię, a ja ufam, że ona zrobiła to, o co ją poprosiłam. Poza tym, u doświadczonych pielęgniarek wiele rzeczy dzieje się samo. Tzn. nie czekają na zlecenie. Nie dotyczy to oczywiście podawania leków (tu musi być moja wyraźna prośba, albo robię coś sama), ale innych spraw, jak założenie wenflona, czy przygotowanie narzędzi czy leków. Przykład- w czasie usypiania mówię: tu musimy założyć cewnik do pęcherza. Kilka minut później, kiedy pacjent już śpi,a ja podchodzę do strefy wiadomej, czeka już na mnie gotowy zestaw do cewnikowania. Tak było ze wszystkim- padało hasło "musimy", "trzeba będzie" i czekało na mnie wszystko przygotowane. Każda minuta była cenna. Tym bardziej, że kiedy ja, między zabiegami, przeglądałam dokumentację kolejnego pacjenta, pielęgniarka musiała poukładać "naszą" strefę na sali, przygotować kroplówki, rozpuścić leki. Nie znałam innego rodzaju współpracy i tu, na dermatologii, zderzyłam się ze ścianą. Uczciwie rzecz biorąc, praca pielęgniarki jest na takim oddziale naprawdę lekka. Mało jest obłożnie chorych i leżących pacjentów, znakomita większość jest samoobsługowa. Łącznie ze smarowaniem mazidłami- niektórym trzeba czasem posmarować plecy, innym zmienić opatrunek. Generalnie jest luz. Ale paniom wydaje się, że są ciężko przepracowane! Jedna ma pod opieką 6 pacjentów (to bardzo mało jak na nasze realia) i narzekają! Wszystkie panie na tym oddziale są już od dawna i chyba zapomniały jak może wyglądać ciężka praca pielęgniarki. Skutkuje to dziwnymi sytuacjami. Na przykład:
Pacjent, mocno posunięty wiekiem, przewlekle cewnikowany. Przy przyjęciu dowiaduję się, że ostatnią wymanię cewnika miał 6 tygodni temu. Mówię do pań (trzecch!), że "za pół godziny, kiedy zwolni się gabinet zabiegowy, zmienię panu cewnik. Proszę o przygotowanie wszystkiego, co potrzebne". Kiedy przychodzę za pół godzinym słyszę, że "w tamtej szafie po lewej wszystko jest, tylko sobie doktorka powybiera co chce" A na hasło, że potrzebuję kogoś do pomocy (naprawdę na serio biorę warunek zachowania maksymalnie możliwej sterylności) usłyszałam, że "takich fanaberi to jeszcze tu nie było". Inna sytuacja to ta, gdzie na moją prośbę o monitorowanie ciśnienia 2xdziennie u pacjenta usłyszałam "tegu tu się nie praktykuje". Wiem, że na razie mam kłopot z komunikacją i pracuję nad tym.  Ale tęsknię za "moimi" dziewczynami, które słyszały zanim powiedziałam i przewidywały zanim pomyślałam...