czwartek, 31 maja 2012

dzień jak codzień

Na pierwszy rzut był dziś 7-dniowy noworodek z przepukliną przeponową. Przyjechał z intensywnej noworodkowej na wlewie z presorów i wentylowany respiratorem, bo nie dało się wentylować go ręcznie.
Na sali miałam pomoc specjalisty, który jednoczesnie znieczulał na sali obok i pilnował jeszcze jednego niespecjalisty. Czyli przychodził kiedy tylko mógł.  Dziecko było zaintubowane przez usta- trzeba rurę przez nos włożyć. Nie robiłam tego od 1,5 roku, a w tym przypadku nie mogliśmy sobie pozwolić na zbędną zwłokę. Więc ja pobiegłam na intensywną po respirator, bo te nasze, blokowe, nie dają rady w takich przypadkach, a kolega wymieniłą rurkę. Chirurdzy zaczęli, ale dziecko prowadziło się bardzo źle. Niestety panowie za zasłonką uznali, że jest to doskonała okazja edukacyjna i łatę wszywał młody i niedoświadczony chirurg. A ja umierałam co minutę. No może co kilka. Dziecko nie trzymało ciśnienia, nie dało sie go wentylować.  Wyniki kolejnych gazometrii tylko potwierdzały pogarszający się stan dziecka. Na intensywną zawiozłam go w bardzo kiepskiej formie. Mam nadzieję, że moi mądrzy koledzy coś wymyślą...

Później zakładanie PEGa dziecku, którego historia choroby nie mieści się do kilku teczek. A ma niecałe 3 lata. Wielowadzie. Ostatnia próba zakładania PEG- nieudana. W wywiadzie temperatura podczas ostatniego znieczulenia, więc postanowiłam zaintubować go w gazach. Udało się, a potem chirurg bardzo sprawnie włożył gastroskop. Widzimy światełko przez powłoki. Nacięcie skóry i igła jest w żołądku. Później tylko przeciągnąć nitkę, PEG przez buzię do żołądka i sprawdzenie. W czasie sprawdzenia wtłoczono dużo gazu. Na tyle dużo, że pojawiły się  problemy z wentylacją. A gaz przeszedł już do jelit i wypompować się nie da. Podobnie było poprzednim razem. Wtedy dali za dużo gazu za wcześnie. Tymczasem muszę go budzić. Z sercem na ramieniu, czy da radę oddychać z takim rozdętym brzuchem. Dał! Pojechaliśmy  na pooperacyjny.

Ostatnia była mała rezolutna dziewczynka. Pięć lat i białaczka od trzech. Po dwóch przeszczepach szpiku. Na mój widok spytała, czy będziemy ją "dźgać". Na odpowiedź, że oczywiście nie, poprosiła o naklejki. Dostała. Przy okazji trochę "leku na odwagę". Już na stole pytała o wszystkie nasze monitory, a potem spytała "a kto będzie trzymał mnie za rączkę?". Kiedy Młoda Pielęgniarka trzymając ją za rączkę, podawała lek usypiający, dziewczynka poprosiła mnie "pogłaskaj mnie po głowie"...Jedną ręką głaskałam, drugą trzymałam maskę, a  łzy ciekły po policzkach. Znieczulałam ją do usunięcia wejścia centralnego. I do pobrania szpiku. Kontrolnego. Bo wygląda na to, że jest zdrowa!

Dzisiejszy dzień kosztował mnie mnóstwo nerwów. Jeśli dobrze pójdzie, to był to jeden z ostatnich takich dni...

środa, 23 maja 2012

Derma yt ys

Wybór się dokonał. A właściwie ja dokonałam. Czy słusznie- pewnie będe w stanie ocenić to w wieku 67 lat odchodząc na emeryturę...
Czemu tak, a nie inaczej? Do końca nie wiem. Rozważylam wszystkie za i przeciw. Było bardzo ciężko, bo są to sprawy nieporównywalne.
Dołączę po prostu do ogromnej ilości ludzi, którzy pracują dla pieniędzy i tyle.

Mam nadzieję, że odnajdę swoje miejsce w zupełnie odmiennej dziedzinie i, że uda mi się wreszcie zbalansować życie rodzinne z zawodowym. I, że będę miała czas wolny. I, że się wyśpię.

A tymczasem sporo spraw do załatwienia. Złożyć wymówienie.  Złożyć podanie o pracę. Kupić ekonomiczne auto, bo będę dojeżdżać 80 km codziennie. Dogadać opiekę nad Nowym. I...zacząć czytać jakiś podręcznik do dermatologii, żeby nie wyjść na totalną idiotkę...

niedziela, 6 maja 2012

Jak Ci źle, to sobie zmień

Zawsze to powtarzałam każdemu, kto narzekał na swoją pracę, pieniądze, życie osobiste.

Ja narzekałam na dużą ilośc pracy. Na mało czasu dla dziecka. Na duży stres. Na walenie głową w mur w sprawie doktoratu. Na brak możliwości rozwoju inny, niż niż za swoje własne pieniądze. Na wieczne niedocenienie. Na brak staży, na wizję wejścia na dyżury na IT bez odpowiedniego przeszkolenia...Na wiele rzeczy narzekałam.

No to zmieniłam- dostałam się na rezydenturę z dermatologii...

I jestem w meeeega kropce. Bo anestezjologia była wyborem z miłości. Ale wybierała bezdzietna singielka, której pasją była praca.
A teraz jestem mamą, która skręca się wewnętrznie na wizję powrotu na dyżury.

Mam kilka dni na decyzję. Warunkiem rozpoczęcia specjalizacji z dermatologii jest zamknięcie aktualnej (czyli one way ticket)

wtorek, 1 maja 2012

Motocykl(iści)

Dziś z Panem Mężem wybraliśmy się na przejażdżkę motocyklową. Pogoda piękna, więc pretekstem były sławne lody. Nowy odwiedził Dziadków, których nie widział od kilku dni.

A my wyjechaliśmy. To znaczy łatwo nie było, bo najpierw okazało się, że mój kask, jako długo nieużywany, gdzieś wsiąkł. Poźniej nie mogłam znaleźć rękawic. W końcu udało się skompletować akcesoria i wyjechaliśmy. Spotkalismy po drodze mnóstwo innych motocyklistów (gwoli ścisłości- ja nie jestem motocyklista, tylko "plecak"). Jest kilka typów dość gęsto reprezentowanych na naszych trasach.
Spełnione marzenia- pan w okolicy 50tki. Ma juz zakład pogrzebowy, dom, samochód, dzieci, psa i wydatny brzuch. Wreszcie kupuje sobie motocykl. Najczęściej nowy i błyszczący. Obwiesza go frędzlami, nitami, i króliczymi ogonkami. Sam, niezależnie od pogody, występuje w pełnym motocyklowym rynsztunku. Kurtka, spodnie- obowiązkowo skórzane, często z frędzlami. Jako plecak siedzi jego żona. Ubrana równie stylowo. Na wszystko reaguje krzywym uśmiechem, bo przecież jeśli puści męża samego, to na pewno ją wymieni na jakiś bardziej lubiący motocyle model. Charakterystyczne jest to, że z reguły jeżdżą reprezentacyjnie- czyli powoli, z wieloma przystankami.
Mam motora- chłopak ok 20-30 lat. Kupił motocykl ze szrotu. Zapłacił 2tys. Motocykl wygląda jak siedem nieszczęść, ale ma podgiętą tablicę. Że niby szybko jeździ. Tak naprawdę chowa się przed policją, bo nie ma kasy na ubezpieczenie. Ubrany specyficznie. Kask to skorupa ze styropianu, na nowo pomalowana, albo nie. Do tego koszulka z krótkim rękawem, krótkie, łopoczące na wietrze spodenki (wymienne na dresy), i obowiązkowo klapki kubota. Jeździ jakby się minął z rozumem. Rzadko ma pasażerkę. Zapewne dlatego, że wszystkie laski zostały już zajęte przez
Jest moto jest lans- motocykl nieco droższy, najczęściej bzyk (ścigacz). Ubranie, to skórzany kombinezon z lumpeksu w kolorach z lat 80tych. Dziewczyna na skrawku siodełka za nim, to blondynka w kasku lub bez. Krótka kurteczka z błyszczącego materiału, mocno podnosząca się do góry, ukazująca plecy od kości krzyżowej aż do nerek. Krótka spódniczka, szpilki i ...torebeczka pod pachą. Widok niezapomniany.

Macie jakieś inne typy?