poniedziałek, 23 maja 2011

Cała Polska czyta...

Zawsze lubiłam czytać książki. Zawsze, to znaczy od drugiej klasy podstawówki, kiedy to przeczytałam "Przygody Filonka Bezogonka". Potem już niec nie było jak dawniej. Czytałam wszystko, co wpadłlo mi w ręce. Przeczytałam większość zbiorów biblioteki szkolnej (podstawówki), przeczytałam wszystko, co było w domu. Na prezenty żądałam książek i z książkami najbardziej lubiłam spędzać czas. W liceum przeczytałam wszystkie lektury obowiązkowe i te nad. Czytałam ambitne ksiązki polecane mi przez polonistkę. A potem nadeszły studia...
Okazało się, że ciągle coś czytam. Niestety najczęściej podręczniki. Byłam ciągle zmęczona i do tego nie miałam nikogo, kto podpowiadałby mi co warto czytać ( i czasem tłumaczył, co autor miał na myśli). Wtedy to zwróciłam się w stronę fantastyki. Jakież to było ukojenie zagłębić się w zmyślnie skonstruowany świat pełen ciekawych istot. Jakie  miłe było to, że nie musiałam się zastanawiać co autor miał na myśli, tylko płynęłam z przygodami bohaterów. Ale...od tamtej pory towarzyszy mi wstyd. Taki delikatny. Ujawnia się, kiedy rozmawiam z kimś, kto w moim mniemaniu jest ode mnie dużo bardziej oczytany (mądrzejszy). Wtedy na pytanie "coś ciekawego ostatnio czytałaś?" wolę odpowiedzieć, że nic, niż przyznać się, że właśnie pochłaniam "grę o tron". Dlaczego tak jest? Nie wiem.  Może dlatego, że mam poczucie, że to "gorszy" typ literatury? Ale wiem jedno- nie sprawia, że czuję sie źle. A bardzo często zdarza się tak, że czytam coś, czym zachwycają się krytycy i czuję się głupia. Bo po prostu nie rozumiem albo mnie nudzi.

sobota, 21 maja 2011

zmiana przyzwyczajeń

Nowy Człowiek miesza w życiu. Nawet w tak, wydawałoby  się odległej sprawie jak auto. Moje auto.

Od kilku lat jeżdżę małym samochodzikiem z zacięciem sportowym, który pali znośnie, łatwo wpasowuje się w ciasne miejsca parkingowe i dość dobrze się zbiera kiedy muszę wypzredzić bereciarza. Ma też wspaniała sportową skrzynię biegów. Lubię moje auto. Ale to auto dla pojedynczej osoby. Kiedy próbuje włozyć nosidełko na tylna kanapę, to żałuję, że nigdy nie skusiłam się na jogę. Kiedy próbuję włożyć stelaż wózka do bagażnika to....tak naprawdę to nie próbuję, bo od razu widać, ze nie wejdzie...
Kasa podliczona, decyzja podjęta. Kupujemy nowe auto. Duże rodzinne kombi.
Nastąpił żmudny proces wybierania. Na początku na sucho, w teorii. Na co nas stać? Jakie ma opinie? Czy są jakieś w pobliżu do obejrzenia? Niestety oboje z Panem Mężem mamy taką przypadłość, że podbają nam się auta nietypowe. Czyli rzadkie. Czyli jak już coś wybierzemy, to okazuje się, że najbliższy jest 800 km od nas. Ostatnio udało się nam znaleźć dwa auta niedaleko.Ok 100 km. Najpierw telefony:
auto niemalowane, bezwypadkowe, super stan, przebieg prawdziwy, jeździ jak marzenie, nic tylko brać.
Pojechaliśmy. Nie było lekko wpasować się w plan dnia Nowego Człowieka, ale chyba zrozumiał powagę sytuacji i grzecznie spał całą drogę. Na miejscu-
Auto nr 1. Lakierowany i szpachlowany cały bok. Niespasowana klapa przedniej maski. Nieoryginalne szyby boczne i przednia. (Pan Mąż się zna :)) Wnętrze świadczyło o przebiegu co najmniej dwa razy większym. Po jeździe próbnej- zawieszenie do bani, skrzynia biegów też.
Auto nr 2. Znów wnętrze wskazujące na oszukany przebieg, poza tym niezłe, ale...inny silnik niż napisane w ogłoszeniu i cena okazała się byc ceną netto! Ani nie było to napsane, ani nie powiedzieli w rozmowie. Tym sposobem przejechaliśmy ponad 200 km żeby po raz kolejny przekonać się o nieuczciwości polskich sprzedawców samochdów używanych...

Dziś w wyborczej przeczytałam o tym, jak to kupujemy zachodnie wraki, a nie kupujemy aut nowych z salonu. Bardzo, ale to bardzo, chciałabym kupić nowe auto. Ale w tych pieniądzach mogę mieć gołą wersję najmniejszego na rynku auta nowego, albo piecioletnie kombi z różnymi bajerami...A żeby kupić nowe auto, dopasowane do moich potrzeb, musiałbym wziąć kredyt na co najmiej 10 lat!!!

czwartek, 19 maja 2011

Walduś

Zajęcia z psychiatrii.Piąty rok. Nasz podgrupa obserwuje rozmowę lekarza z pacjentem- Waldusiem.
Walduś ma jakieś metr pięćdziesiąt (w kapeluszu), waży może 40 kg. Wygląd sieroty życiowej totalnej.

Lekarz: Waldek, no i co Ty znowu zrobiłeś?
Walduś:...
L: Przecież wiesz, że jak tak będziesz robił, to nie dostaniesz przepustki
W: Ja wiem. Ja juz nie będę...
L: Czego nie będziesz?
W:...
L: No czego nie będziesz?
W: Nie będę dusił...
L: Kogo nie będziesz dusił?
W: Pani w autobusie....Ale ona się na mnie popatrzyła!!!

Kilka miesięcy później koleżanka dzwoni do mnie, bardzo zestresowana: Młoda Lekarka? Jestem w tramwaju. Walduś tu jest!!!
ja: Nie patrz!

piątek, 13 maja 2011

post poszukiwany

Wydawało mi się, że dodałam post dotyczący leków przeciwbólowych po cięciu...Wydawało mi się, że Adept go nawet skomentował...
Jestem w kropce. Posta brak, zniknął bez śladu. Szukałąm w edycji, w komentarzach, w statystyce...nie ma...
Ktokolwiek wiedział, ktokolwiek wie!

Oczywiście jest kilka możliwych wyjaśnień:
-opieka nad dzieckiem tak namieszała mi w głowie, że nie wiem gdzie sen, gdzie jawa...
- lobby "wysoko ustawionych lekarzy", niezadowolonych z krytyki, "pociągnęło za sznurki" i przy pomocy "rosjan/żydów/masonów/CIA/UFO" dokonało zniknięcia postu
-ktoś włamał mi się na konto i zuchwale sobie poczyna
-Nowy Człowiek rozwija się szybciej, niż się spodziewałam i kiedy zostawiam go samego śpiącego w pokoju, on majstruje przy moim komputerze
-blogger się zepsuł...

środa, 11 maja 2011

Ból istnienia

Cięcie cesarskie to zabieg wymagający przecięcia wielu tkanek.  Sam zabieg nie boli- najczęściej pacjentka ma znieczulenie podpajęczynówkowe. Rzadziej ogólne czy zewnątrzoponowe.

Po zabiegu trafiłam na salę  pooperacyjną. Jako, że zwodowo skrzywiona już jestem i wiem, że "nie musi boleć" dzielnie walczyłam o to, by nie zmniejszać przepływu w pompie podającej lek przeciwbólowy, dopraszałam się o leki dodatkowe i....wszystko dostawałam. Więc z całą stanowczością moge stwierdzić- pierwsza doba po cięciu była bez silnego bólu. Następnego dnia rano przyszła pani rehabilitantka i trzeba było wstać. Wbrew obawom- nie było tak źle. No, ale byłam przecież "nafaszerowana". Wystarczyło na tyle, żeby przejść na oddział położniczy.
Tam niestety leki z oddziału pooperacyjnego przestały działać. Poprosiłam więc o coś przeciwbólowego i ...dostałam 2 tabletki paracetamolu. Który jest bardzo dobrym lekiem, ale mnie nie wystarczył. Zaproponowano mi więc czopek z diklofenaku. Użycie go nie wchodziło w grę, albowiem na tym etapie nie byłabym w stanie wykonać tak skomplikowanej sekwencji ruchów, by go użyć zgodnie z przeznaczeniem...Sprytnie wymyśliłam, że następną dawkę paracetamolu poproszę dożylnie. Niestety okazało się, że wymaga to zgody LEKARZA. Lekarz ów, zaniepokojony nietypową prośbą,  przyszedł spytać czy jestem "absolutnie pewna, że chcę się faszerować dożylnymi lekami" i powiedzieć, że "gdyby on miał brać leki przeciwbólowe, to nigdy by nie chciał dożylnie...". Nie chciałam się denerwować, więc grzecznie odpowiedziałam, że chętnie z nim o tym pogadam, kiedy będzie 30 godzin po przecięciu na pół i dostanie pod opiekę noworodka. Kręcąc głową z niedowierzaniem ostatecznie i w drodze wyjątku, zgodził się na tę jedną dawkę dożylną. Tego było mi już za dużo. Uruchamiając kontakty i Pana Męża zaopatrzyłam się w leki przeciwbólowe i działałam samowolnie. Wywołało to to cudowny komentarz pani położnej, która stwierdziła:
"Jak pani się szybko zbiera po tej cesarce! Inne panie to ledwo chodzą przez 4 dni..."

Konkluzja: wszyscy wiedzą, że boli bardzo, ale niewiele z tym robią. Kobieta dostaję pod opiekę dziecko, więc musi szybko być mobilna. A hormony nie wystarczą...Po opuszczeniu troskliwych anestezjologicznych rąk, plakietka "szpital bez bólu" nijak się ma do rzeczywistości.

P.S. Ból jest odczuciem względnym. Może innych kobiet nie boli tak, jak mnie bolało.

czwartek, 5 maja 2011

W szpitalu

Jest kilka dziwnych wierzeń krążących wśród pacjentów, o których istnieniu nie wiedziałam. Dowiedziałam się, kiedy sama zostałam pacjentką. Chciałabym je sprostować na na większą skalę niż tylko na sali szpitalnej. Otóż:

1. Jeśli masz założony wenflon to:
- Nie ma w środku igły! Igła jest usuwana po wkłuciu, a w żyle zostaje tylko cieniutka, elastyczna rureczka. Czyli ręką można ruszać i nie zniszczy to żyły!
-Wenflon można moczyć. To nie powód do zaprzestania higieny "bo się zmoczy". Plasterek mocujący może się słabiej trzymać, ale można go zmienić.
-Jeśli kroplówka nie kapie, to trzeba o tym powiedzieć pielęgniarce, a nie uważać, że "tak widocznie ma być" i chodzić z jedną kroplówką przez 48 godzin.
2. Cewnik do pęcherza
-Nie wypadnie jak wstaniesz.
-Usuwanie  nie boli.
3. Enema
-To po ludzku lewatywa, a nie nazwa choroby
4. Wizyta lekarska
-Można się odzywać. Co więcej można o coś zapytać! Gwarancji odpowiedzi nie ma, ale spróbować warto.
5. Wyniki badań
-Masz prawo je znać.
6. Pielęgniarki
-Nie używaj słowa "siostro". Szczególnie do pań pielęgniarek. Nazwa pochodzi z daaaawnych czasów, kiedy to najczęściej siostry zakonne spełniały tę funkcję. W tej chwili pielęgniarki to osoby z wyższym wykształceniem, które nie mają nic wspólnego z siostami zakonnymi.
-I w drugą stronę. Jeśli nie podoba Ci się, że obce osoby zwracają się do Ciebie poufale "Pani Kasiu", "Panie Janku", to masz pełne prawo o tym powiedzieć.

I na koniec anegdota.
Akcja toczy się w szpitalu. Przed wejściem na Oddział bardzo zapłakana kobieta. Podchodzi pielęgniarka.
-Coś się stało? Czemu pani płacze?
-Pani, mój mąz umrze! Mówili, że zapalenie płuc, ale ja już wim, że ma raka!
-A skąd pani wie?
-No przecież tu leży. A tu wyraźnie pisze " toRAKOchirurgia"!

niedziela, 1 maja 2011

Czar nowości

Nowy Człowiek wzbudza spore zainteresowanie. Odwiedzają go babcie, dziadkowie, ciocie i wujkowie. Niestety jest mało gościnny i to na mnie spada ciężar obsługi gości. On, niczym lord, nie wstając z kanapy, przyjmuje zachwyty nad swoją osobą i idące za nimi prezenty.
Ale co tam, niech ma. W końcu jest nowy i nie bardzo jeszcze wie jak to działa...



Nie wie jeszcze wielu rzeczy- między innym tego jak nosić czapkę?